Kasia: Już nie mogłam się doczekać pierwszego
przedstawienia w nowym sezonie!
Małgosia:
Ja również, odkrywanie nowych spektakli, zachwyt (lub nie) nad grą kolejnych aktorów,
widok sceny… to przecież nieodłączny element naszego spędzania wolnego czasu!
Kasia:
Wybrałyśmy „Drugi spektakl” w Teatrze Polskim w reżyserii Anny
Karasińskiej. Według zapowiedzi twórców,
miałyśmy dowiedzieć się m.in. czym jest doświadczenie teatralnej wspólnoty,
wspólnoty widzów i aktorów; jak uzyskać przepływ energii między sceną a
publicznością; jak sprowokować wyobraźnię widza, czy w końcu od czego zależy
percepcja spektaklu. Uzyskałaś satysfakcjonującą odpowiedź?
Małgosia:
Odpowiedzi oczywiście nie było. Mam świadomość, że pytanie o metateatralność
zostało pozostawione bez odpowiedzi celowo, jednak wyszłam z przedstawienia z pewnym
niedosytem…
Kasia:
Od początku. Zupełnie minimalistyczna scenografia – rząd krzeseł, identycznych
jak te, które stoją na widowni Malarni. Za plecami aktorów srebrzysta zasłona.
Aktorzy ubrani jak zwykli widzowie, którzy przyszli do teatru – w garsonki,
wyprasowane koszule, ale i dżinsy i dresy (co niestety w dzisiejszych czasach
zdarza się coraz częściej), z torebkami i ulotkami repertuarowymi w dłoniach.
Gdy siadają na przypisanych sobie miejscach (nie bez przygód, na początku odgrywają scenki
powitań, ktoś się przepycha, ktoś spóźnia), rozpoczyna się bardzo specyficzne
widowisko.
Małgosia:
Głos z offu informuje, jak zawsze, że należy wyłączyć telefony
komórkowe, ale dodaje też natychmiast, że oto teraz zostaniemy poinstruowani,
jak należy się zachowywać podczas spektaklu. Aktorzy pod dyktando głosu
płynącego z głośników konstruują nieme etiudy, w których przedstawiają cały
katalog zachowań teatralnych widzów. Pojawiają się obrazy rozmaitych strategii
odbioru sztuki scenicznej – „nic nie rozumiem, ale udaję, że rozumiem”, „nic
nie rozumiem i wcale tego nie ukrywam”, „nudzę się”, „podoba mi się”. Ukazane
zostają zachowania zwykle nieakceptowane – jedzenie cukierków zapakowanych w
szeleszczące papierki, uporczywe pokasływanie, wysyłanie SMS-ów podczas
spektaklu.
Kasia: Na samej scenie nie pada ani jedno słowo, ponieważ cechą publiczności jest to, że podczas trwania spektaklu jest niema, przez co jej własne działania przeobrażają się w rodzaj pantomimy. Aktorzy: Michał Kaleta, Wojciech Kalwat, Agnieszak Findysz, doświadczona Małgorzata Pieczyńska, Monika Roszko, Katarzyna Węglicka, Mariusz Adamski, Przemysław Chojęta, Paweł Siwiak i Wiesław Zanowicz musieli więc przez cały czas skupiać uwagę widza mimiką, gestem, ruchem. Aktorzy dobrani są celowo: młodsi, starsi, eleganccy, ubrani w adidasy i dres – publiczność ma - jak w lustrze - zobaczyć w nich samych siebie.
Małgosia:
W drugiej części spektaklu aktorzy wchodzą w rolę widzów, którzy nie tylko
oglądają spektakl, ale też żądają od wykonawców tworzenia konkretnych znaczeń.
Po kolei zajmują miejsca pomiędzy widzami i proszą o coś, co pozostali mają
odegrać. Tu jakby oddanie władzy w ręce widzów. Oczekiwałam, że za chwilę
zapadnie cisza i my też będziemy mogły wstać i zaproponować jakiś problem.
Byłaby to prawdziwa próba sprawdzenia jak przepływa energia między aktorem a
widzem… Ale tak się nie stało… Wszystko do końca było zaplanowane i wyliczone.
Kasia:
A mnie nasunęło się skojarzenie z egzaminem do szkoły aktorskiej, na którym
dostaje się oryginalne zadania (np. zagranie pary z czajnika, czy legendarnego
już zsiadłego mleka) i stereotypowe wyobrażenie aktora jako osoby zdolnej do
zagrania wszystkiego bez przygotowania, niejako na zamówienie.
Małgosia:
Ten pokaz od aktorskiego rzemiosła do mistrzostwa był cenny. Kolejny raz zdałam
sobie sprawę, że te same słowa wypowiedziane przez aktora mogą wzruszyć, mogą
bawić, mogą zastanawiać…
Kasia:
Czego mogą pragnąć widzowie? Okazuje się, że widz często nie wie, co chciałby
zobaczyć… Prosi więc o zagranie szczerości, miłości, obrazu rodziny,
wzruszającego rozstania, ale też… „smutku podczas żniw” czy człowieka
rozrywanego przez bestię…
Małgosia: Nie ma głupich pytań, nie ma błahych
tematów.
Kasia:
Pojawia się podczas spektaklu pytanie o satysfakcję widza. Czy otrzymał to, po
co przyszedł? Czy czegoś doświadczył? Na widowni pojawia się Michał Kaleta, który po
prostu… „chcę coś poczuć”. Aktorzy silą się, odgrywają scenę rozstania
kochanków, wzajemne spoliczkowanie, konwulsyjne wycie i agonię, scenę
erotyczną, brutalny napad…. I co? Wymagający widz ciągle nie otrzymuje tego,
czego oczekiwał.
Małgosia:
To jakby kwintesencja naszych czasów, ciągły sceptycyzm, malkontenctwo. Z
jednej strony współczesny człowiek lajkuje selfie koleżanki, z drugiej grymasi,
wychodząc z czołowego miejskiego teatru. Przecież ja też użyłam słowa
„niedosyt” parę linijek wcześniej.
Kasia:
Przenieśmy się w czasy antyczne. Widz traktował agon teatralny jak święto, znał
treść mitu, zakończenie historii, ale zawsze z taką samą dziewiczością zasiadał
w kamiennym amfiteatrze.
Małgosia:
Nie przeszkadzało mu to, by przeżyć katharsis… A współczesne media
elektroniczne tak bombardują nas szokującymi newsami, że zobojętniamy się na
jakiekolwiek przeżycie. Kaleta (zachwycił nas już w „Trojankach”) pokazał, że
nie stać nas na teatralne katharsis, bo… nic nas nie dziwi… nic nie porusza… bo
trzymamy pozę…
Kasia:
Publiczność kręciła głowami, to na aktorów, to na Kaletę i przeszywała go
spojrzeniem zawsze wtedy, gdy miał podjąć decyzję. Prawdziwy widz poczuł,
choćby w scenie policzkowania, aktor grający widza nie, by pokazać z pewnym
wyolbrzymieniem, jak widz potrafi być zamknięty… Niewątpliwie jednak sztuka
zwraca uwagę, że widz to nieodłączny element przedstawienia. Teatr bez niego
nie istnieje.
Małgosia:
Zadrwiono z widza, ale i posąg aktora nie wyszedł bez uszczerbku. Cały świat to
scena, a ludzie na nim to tylko aktorzy.
Każdy
z nich wchodzi na scenę i znika,
A kiedy na niej jest, gra różne role.
(„Jak wam się podoba”, W. Szekspir)
Kasia:
To było ciekawe doświadczenie, kolejne w Teatrze Polskim. Ciekawa jestem co
dalej przyniesie nowy sezon w Polskim, nazwany przez dyrektora Macieja Nowaka
rubinowym.
Małgosia:
Czekamy na kolejne spektakle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz