Kasia:
Bilety na spektakl „Osiecka. Byle nie o miłości” rezerwowałam z myślą o Tobie –
wiernej fance Osieckiej, specjalistce od literackiej piosenki. I to Twoje
wrażenia mnie interesują!
Małgosia:
Właśnie, okazuje się, że przedstawienia muzyczne w Teatrze Nowym to te, które
trzeba zobaczyć koniecznie! Must see! Zawsze dobrze przygotowane, ekspresyjne,
dowcipne.
Kasia:
Mieliśmy do czynienia z godzinnym spektaklem utkanym z piosenek autorstwa
Osieckiej.
Małgosia:
Druga część tytułu „Byle nie o miłości” sugerowała, ze wybór piosenek nie
będzie naznaczony obrazowaniem miłości, ale trudno u Osieckiej rozdzielić to,
co o życiu, to, co o miłości, to, co o świecie. Dlatego dostałyśmy idealny
koktajl piosenek najróżniejszych, piosenek błyskotek, cudeniek ze szkatułki,
gier słownych, niemalże wyliczanek, by zakończyć songiem „Niech żyje bal”.
Wiedziałaś, że „Byle nie o miłości” to również tytuł pierwszego „odcinka”
programu „Listy śpiewające”, który Osiecka zrealizowała dla Teatru Telewizji?
Kasia:
Był to też popis – jak dla mnie bardzo charakterystycznej – aktorki Teatru
Nowego Julii Rybakowskiej. Spotkaliśmy się również z wykreowaną przez aktorkę
Renatą Badyl - „uroczą i pełną werwy, choć przecież ciężko już doświadczoną
przez życie dziewczyną z ogródkiem działkowym, wypełnionym biednymi
badyliszczami; dziewczyną, która od czasu do czasu spędza upojne lato w
Portofino, upija się – ale wyłącznie na wesoło, wie co nieco na temat
pornografii, a w dodatku – śpiewa.”
Małgosia:
Rybakowska postawiła sobie wysoką poprzeczkę, dobierając nieoczywisty repertuar
z całego dorobku Osieckiej. Chyba bardziej zależało jej na przywróceniu
publiczności tych piosenek nie do końca serio, tych, które powstawały w pewnej
przypadkowości jak „wprawka rymowanka”, a stały się popularnym przebojem.
Przypominały mi się wykonania Ewy Błaszczyk, Krystyny Jandy, Magdy Umer jakże
inne od tych zaproponowanych przez Rybakowską.
Kasia:
Porządkując myśli o Osieckiej przeczytałam, że „Listy...” miały „w sposób
smutny i śmieszny opowiedzieć o trudnościach, z jakimi stykają się ludzie przy
próbach osiągnięcia głębszego porozumienia”. Ten spektakl wpisał się w ten tok
myślenia doskonale!
Małgosia:
Recital otwierają słodko - gorzkie „Herbaciane nonsensy”. Podczas tej piosenki
Rybakowskiej nie ma na scenie. Widzimy za to cienie dwóch osób, księżyca,
foteli, słoneczników i kota, rzucone na białe płótno, wpisane w ramę i
umieszczone pośrodku przestrzeni gry. Renaty Badyl, rozpoczynają swój występ
piosenką o „Miłości w Portofino”.
Kasia:
Następnie widzimy różnorakie oblicza bohaterki. Raz jest małą dziewczynką,
która twierdzi, że jest niekochana („Nikt mnie nie kocha”), kiczowatą gwiazdą
disco śpiewającą o „Całej nocy z Renatą”, by po chwili odsłonić swe mordercze
oblicze nad dojrzewającą marchewką („Dziewczyna z ogródkiem działkowym”).
Rybakowska – Badyl pokazuje również ostry pazur krzycząc: „Upij się ze mną na
wesoło, zechcesz coś chlapnąć, no to chlap”.
Małgosia:
Każda z tych odsłon była autentyczna.
Kasia:
Jednak spektakl to nie tylko piosenki, to również historia pozornie samotnej
kobiety, która kiedy trzeba potrafi pokazać swoją niezależność.
Małgosia:
Teksty Osieckiej mają potencjał i żyją wielokrotne. Spektakl uświadomił też w
jakiej interakcji współdziała strona tekstowa z muzyczną i że takie spółki
autorskie jak Osiecka/ Krajewski, Osiecka/Korcz - już się nie powtórzą. Która z
piosenek mnie najbardziej ujęła? Ta, której istnienia nawet sobie nie
uświadamiałam. Oto jej refren:
jedne badyliszcze,
smutne kobieciszcze,
szare motyliszcze,
ja piszczę,
biedne, smutne, szare motyliszcze,
ja piszczę, ja piszczę, ja piszczę,
pi, pi, aha.
Kasia:
Julia Rybakowska wystąpiła z tą piosenką na 16. konkursie „Pamiętajmy o
Osieckiej”. Zespół Jacka Kmity odnalazł się w tym spektaklu nie tylko w jakości
akompaniamentu, ale dialogizowaniu z bohaterką Renatą Badyl.
Kasia:
Scenografia, uniwersalna i dotknięta PRL-em zarazem. Mężczyzna – manekin,
którego łatwo przytulić, ale też łatwo „rozmontować”, odstawić, kieliszek i
wódka, a także zjeżdżające z góry kapelusik – jedyne rekwizyty, dobitnie jednak
oddawały charakter spektaklu.
Małgosia:
Doskonałe były też przebrania „Renaty” – obcisła bluzeczka i tiulowa spódnica z
rockowymi, mocnymi butami, gdy przeistacza się w gwiazdę disco polo – nosi już
kiczowate czerwone futerko i białą perukę. W momentach jak najbardziej
poważnych przywdziewa natomiast prostą czarną sukienkę. Brawo dla kostiumolog
Justyny Łagowskiej!
Kasia:
To prawda, Rybakowska zaprezentowała wielką klasę, wdzięk i wyczucie. To
intrygująca postać – oprócz aktorstwa skończyła też prawo!
Małgosia:
Ciekawe aranżacje, muzycy grający na żywo i spełniający rolę partnera w dialogu
a przede wszystkim sama wykonawczyni Julia Rybakowska to ogromne atuty
spektaklu. Na scenie było groteskowo, parodystycznie momentami, ale i
wzruszająco, i poważnie.
Kasia:
Szkoda, że wieczór z Renatą skończył się tak szybko!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz