Strony

czwartek, 16 listopada 2017

Iwona w reżyserowanym świecie

 Małgosia: „Iwona, księżniczka Burgunda”, Gombrowicz i Teatr Nowy…

Kasia: Listopadowy wieczór, przytulna Duża Scena… to musiało się udać!


Małgosia: Nowy lubi poprzez swoje pomysły inscenizacyjne nawiązywać do współczesnej obyczajowości, stylu życia i społecznych przyzwyczajeń. Nie dziwimy się wszechogarniającym nas kamerom, rozmowom telefonicznym nagrywanym przez instytucje, wideokonferencjom. Nasz wizerunek to profil w sieci, mina na potrzebę selfie, tembr głosu i gest w czasie przemowy. Kontrolujemy się na każdym kroku, reżyserujemy siebie, innych, dajemy się reżyserować. O tym jest moim zdaniem „Iwona…” Teatru Nowego.


Kasia: A sama Iwona, jak drzazga w palcu, jak pęcherz na stopie. Uwiera, przeszkadza i tak wku….a, że tego się nie da wytrzymać…

Małgosia: Aktorzy Sebastian Grek i Bożena Borowska- Kropielnicka (Innocenty i Małgorzata) świetnie odegrali zdegustowanie milczącą Iwoną, potem wściekłość na jej ignorancję. Jestem zachwycona aktorami doświadczonymi, zawiedziona Tomaszem Kocujem i Alicją Juszkiewicz.

Kasia: Alicja Juszkiewicz rzeczywiście wypadła mniej przekonująco. Na oklaskach miałam ochotę krzyknąć: „Powiedz coś wreszcie”! Wiem, że takie było założenie sztuki, ale czegoś w bohaterce (tym bardziej, że tytułowej) brakowało.

Małgosia: Grek był w moim odczuciu niezwykle prawdziwy w swej bezsilności, małostkowości. Choć na pozór wydawał się tylko komiczny, stworzył postać wyrazistą. Bożena Borowska- Kropielnicka udowadnia po raz kolejny, że zasługuje (obok Choroszy) na miano królowej Teatru Nowego. W pamięci zostaje jej monolog o wyjściu z formy, o przełamywaniu konwenansów.



Kasia: A któż wszystkim rządził? Oczywiście Antonina Choroszy w roli Szambelana. To ona pociągała za sznurki, to ona reżyserowała telewizyjne występy pary królewskiej, to ona najwięcej czasu spędzała w kabinie reżyserskiej, śledząc „na żywo” życie pary królewskiej i jej syna.

Małgosia: Scena finałowa bardzo mi się podobała. Zlepek udawanych emocji, uprzejmości, konwenansów przy stole – „Karaś to bardzo trudna ryba” i chóralne „mamy to”, gdy Iwona krztusi się ością. Sprowokowana śmierć staje się rozwiązaniem sytuacji i telewizyjną atrakcją.

Kasia: Spektakl ma konwencję planu filmowego, z reżyserką na boku sceny, obrazem wyświetlanym na płaszczyznach dekoracji i emisją Telewizji Jedynej Królestwa Burgundii i Krasawii. Ale nawet demiurg – szambelan ma czasami problem z opanowaniem sytuacji.

Małgosia: Kamerę porywa w końcu Książę Filip, chcąc dać wyraz niezgody na reżyserowany świat, ale nadal kieruje ją na innych. Nie ma tu szczerego gestu Filipa Mosza z „Amatora” Kieślowskiego (skierowanie kamery na siebie samego), tylko pełen obrzydzenia akt przyłapywania rodziny na słabościach.



Kasia: Prawdziwości ludzkiej natury potwierdza pomysł z przerywnikiem dźwiękowym – motywem dżungli oraz zwierzęcymi impresjami bohaterów. Kontrastuje z pieśnią narodową wykonywaną na cześć pary królewskiej. Wszechogarniający pogłos mikrofonu towarzyszy bohaterom przez cały czas.

Małgosia: Ciekawe pomysły wykorzystała choreografka - Marta Bury. Na początku szalona inscenizacja Innocentego z grupy rekonstrukcyjnej, potem przemyślany układ odzwierciedlający zbliżenie w wykonaniu Izy (Martyna Zaremba Maćkowska) i Filipa.

Kasia: Tajemniczymi postaciami są dla mnie również bohaterowie drugoplanowi – telewizyjny prezenter (Michał Kocur) i stylista królewski Cyryl (Łukasz Chrzuszcz). Spiker Jedynej Telewizji Królewskiej zaczyna zadawać niewygodne pytania, a „dyktatorowi mody” najwyraźniej w świecie brakuje pewności siebie.

Małgosia: Gombrowicz uważał „Iwonę…” jako dramat nie do końca udany. Poznańską, uwspółcześnioną wersję oceniam jednak zdecydowanie na plus.

Kasia: W spektaklu zaskakuje stylistyczna różnorodność, mocne aluzje do obecnej sytuacji politycznej, mediów, konwencji reality – show. Ale czy to nie o to chodzi, by w teatrze zobaczyć to, co jest tak blisko nas?

1 komentarz: