Strony

piątek, 2 lutego 2018

„Atak paniki” – filmowe zaskoczenie na początek 2018 roku


 „Atak paniki” – film Pawła Maślony - zaskoczył mnie z wielu względów. Nieudany – moim zdaniem – plakat sugerował kolejną słabą komedię. Film okazał się jednak dramatem i  to naprawdę wartym uwagi.

Swoją drogą już dawno zastanawiałam się, dlaczego takie filmy jak „Cicha noc”, „Mój rower” czy właśnie „Atak paniki” nazywane są komediami. Masowa publiczność, oczekując taniej rozrywki, dostaje dawkę kina trudnego, dającego do myślenia, co nie wszystkim się podoba.



Film to mozaika pięciu historii, których łączy przede wszystkim to, że wszyscy bohaterowie znaleźli się w sytuacji podbramkowej. Dopiero później okazuje się, że tak naprawdę przedstawione historie w pewien sposób łączą się ze sobą, tworząc ciąg przyczynowo-skutkowy i ukazując, jak sytuacja jednostki może wpłynąć na inne osoby z jej otoczenia.


Wszystko rozpoczyna się od samobójstwa młodego mężczyzny, który następnie okazuje się znajomym Kamy. Kama, młoda dziewczyna, dorabia sobie jako aktorka w tak zwanych seks-kamerkach, o czym nie wie jej matka. Starsza kobieta, tak dumna z samodzielności swojej córki, stawia ją za przykład do naśladowania jej bratu, Miłoszowi, który jest uzależniony od gier MMO i może spędzać przed komputerem całe dnie. Z czegoś jednak żyć trzeba, zatem Miłosz w wolnym czasie pracuje w firmie cateringowej jako kelner. Jest tym samym obecny na weselu ciężarnej panny młodej, które stanowi odrębny wątek filmu. Nieco odseparowaną od pozostałych historii jest natomiast sytuacja małżeństwa wracającego samolotem z Egiptu, a także poboczny wątek ich kilkunastoletniego syna, który wraz z kolegami narkotyzuje się w zaciszu własnego pokoju. Kolejny wątek dotyczy małżeństwa, które decyduje się na rozwód.



Wszystkie wątki początkowo są oddzielnymi historiami, przez większość filmu widz nie ma świadomości, że mogą one połączyć się w całość, poprzeplatać. Czujemy przyspieszony oddech bohaterów, a moment wybuchu paniki zbliża się wielkimi krokami… Na uwagę zasługuje genialny montaż Agnieszki Glinskiej i elektroniczna muzyka Dębskiego – Jimka, które to uczucie potęgują.


Film porusza naprawdę ważne problemy. Mamy tu zjawiska wirtualnej prostytucji, uzależnień, toksycznych relacji rodzinnych, uleganie presji społeczeństwa, a także bardzo ludzką kwestię braku asertywności. Nie bez znaczenia jest też problem żyjącej własnym życiem plotki.

Film jest doskonały aktorsko. Artur Żmijewski (w parze z Dorotą Segdą) idealnie wcielił się w postać Polaka na wakacjach, który nie potrafi zareagować w najbardziej oczywistych sprawach. Świetny debiut (z odważnymi scenami) zaliczyła Aleksandra Pisula, która była jednocześnie scenarzystką filmu. Klasą samą w sobie po raz kolejny okazała się Magdalena Popławska, a w pamięci pozostaje na pewno agresywny, trochę niewychowany Miłosz, czyli Bartłomiej Kotschedoff. Na uwagę zasługuję tez kreacja Krystyny - Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik.





 Paweł Maślona postawił sobie ambitny cel – stworzyć wielowątkowy film, a następnie w umiejętny sposób połączyć wszystkie historie. Reżyser wyszedł z tego obronną ręką.



Polecam!

Kasia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz