Najbardziej
spektakularne porażki wychowawcze ponosiłam, kiedy nie dostosowałam siły metody
do sytuacji i do ucznia. Miałam w swojej karierze paru tzw. buntowników, którzy
mieli tak pokręcone życie, czy też tak ciężko przeżywali swoją nastoletnią
dojrzałość, że bunt wobec wszystkiego i wszystkich był ich podstawową
naturą.
Bardzo
często wchodziłam z tymi uczniami w otwartą konfrontację, myśląc, iż jest to
pojedynek na charyzmę. Kto pierwszy ulegnie? Dodatkowo nie zwracałam uwagi na
wpływ tzw. „widowni” na rozwój sytuacji i te moje konfrontacje z
problematycznymi uczniami były obserwowane przez klasę czy grupę. Wydawało mi
się wtedy, że mój zawód wymaga stanowczej postawy, straży nad ogólnie
przyjętymi wartościami. Czasem nawet wychodziłam z tych sytuacji zwycięsko, ale
czułam, że to bardzo obciąża moje zdrowie psychiczne i tak w ogóle jest dowodem
„głupiej” siły. Nie były to metody wyrafinowane, inteligentne, raczej taran
buldożerem.
Jedną
taką sytuację przypominam sobie z czternastolatkiem, który nie chciał nawet
wyciągnąć zeszytu i zapisać czgokolwiek. Myślałam, że jeśli kilka razy powtórzę polecenie
głośno, surowo przy całej klasie, wpatrując się w delikwenta i prześwietlając
wzrokiem, to poskutkuje. Zresztą w myślach nazwałam sobie tę siłową metodę
„Mocą Jedy”. Ona czasami skutkuje, ale tylko na słabych przeciwników.
Usłyszałam
więc wtedy:
-Mam
w d… notowanie, polski i tę szkołę! Nikt mnie nie rozumie!
A
potem :
–
I co mi Pani zrobi? Po co mam notować?
Oczywiście,
całej tej sytuacji towarzyszyły równe ruchy głów całej klasy: na mnie, na
buntownika, na mnie, na buntownika. Dalej jeszcze pojawiały się moje argumenty
różnego pochodzenia:
-
Bo to Ci będzie potrzebne! Bo musisz zdać egzamin! Bo ja tak mówię! (sic!)
Ale
już wiedziałam, że przegrałam, buntownik nie może stracić swego wizerunku
twardego, tajemniczego i nierozumianego przez cały świat, więc nawet za cenę
swego życia nie zawróci z raz obranej drogi.
Co
zrobić, by nie dopuścić do takiej sytuacji? Możliwości jest kilka na różnych
etapach rozwoju sytuacji.
1) Pierwsze
lekcje z klasą powinny nam już wskazać tych, którzy będą mieli problem z dostosowaniem
się do porządku lekcji bądź są z zasady zbuntowanymi nastolatkami. Musimy od razu przyjąć
strategię jak najszybszego przekonania do siebie tych uczniów, związania ich z
przedmiotem, swoją osobą, wmówienia im talentu pisarskiego, aktorskiego, pozyskania
ich do redakcji szkolnej gazety, koła teatralnego itp. Taki uczeń nie jest już
bezimiennym samotnym buntownikiem, jest naszym człowiekiem! Redaktorem X, aktorem w sztuce Y, grafikiem strony
internetowej. Mamy nić porozumienia, jesteśmy od siebie zależni! Słowem,
działania profilaktyczne nie dopuszczają do zaistnienia problemu.
2) Jeżeli
niestety działania profilaktyczne zostały zaniedbane, problem się pojawił np. u ucznia przeniesionego z innej szkoły, musimy
wypróbować inne rozwiązania. Głównym
zadaniem takiego zbuntowanego nastolatka jest zwrócić uwagę na siebie. Dobrze
wtedy jest wytrącić go z roli buntownika, odebrać mu publiczność.
Zamiast
wchodzić w konflikt, trzeba przyjąć rolę wyrozumiałego, wrażliwego nauczyciela:
-Widzę, że nie jesteś dziś w formie, chyba
Ci coś dolega… Szkoda, taka ciekawa lekcja…Każdemu z nas trafia się taki ciężki
dzień… Rozumiem Cię doskonale… Wprawdzie mieliśmy dziś pracować w grupach, a
to szansa zdobycia dobrej oceny, ale
skoro jesteś w niedyspozycji, to trudno, zajmij miejsce w ostatniej ławce, nie
musisz dziś nic robić…
Jeśli
nasz buntownik skorzysta z propozycji przesiedzenia lekcji, będzie miał przed
oczyma spektakl ciekawej lekcji (nawet
najnudniejszy temat trzeba przeprowadzić z fajerwerkami), w której wszyscy
oprócz niego biorą udział, dobrze się bawią i „łapią” bardzo dobre oceny. To
lekcja na przemyślenie, co się bardziej opłaca? Kręcić nosem, czy choć dać z
siebie minimum?
Jeśli
buntownik zdecyduje się jednak zostać i zaaktywizować, robimy wszystko, by
został pozytywną gwiazdą tej lekcji, otrzymał satysfakcjonującą ocenę za pracę.
To powinno go tak związać z przedmiotem, że nie będzie już miał odwagi tak
jawnie odmówić współpracy.
3) Czasem
wystarczy samo przyniesienie przez nauczyciela do ławki bez jakiegokolwiek
komentarza pustej kartki, długopisu i
położenie jej przed uczniem. Sygnał dla ucznia bez otwartej
konfrontacji. Nawet jeżeli notatka nie jest kompletna, udział w lekcji daleki
od ideału, buduje się jakaś płaszczyzna
do współpracy.
4) I
najprostsze – szczera rozmowa z buntownikiem poza klasą. Ustalenie jakiś
warunków pracy na lekcji, czasem kompromis. A już od każdej kolejnej lekcji
nauczyciela zależy, by uczeń poczuł się
bezpiecznie i zaciekawił się tematyką.
Małgosia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz