Na
pewno nie jest to film dla tych, którzy szukają w kinie prostej rozrywki. Film
Marka Koterskiego okazał się bowiem dramatem psychologicznym, filmem mocnym,
bezpretensjonalnym, dającym do myślenia.
Koterski
długo trzymał film w tajemnicy. A naprawdę zaryzykował. Nastolatków zagrała
bowiem cała plejada polskich, ale dorosłych aktorów. Robert Więckiewicz,
Katarzyna Figura, Marcin Dorociński, Andrzej Chyra, Adam Woronowicz, Tomasz
Karolak, Małgorzata Bogdańska, Maria Ciunelis, dawno niewidziana Katarzyna Figura, Andrzej Mastelarz czy Gabriela
Muskała stanęli na wysokości zadania. Lista znanych aktorów jest o wiele dłuższa...
Obawiałam
się z kolei, jak w roli Adasia Miauczyńskiego poradzi sobie Michał
Koterski. Mogę jednak z całą pewnością
stwierdzić, że poradził sobie z zadaniem. Zagrał bardzo charakterystycznie,
odważnie, wykreował zapamiętaną postać.
W
„7 uczuciach” reżyser cofa się aż do okresu dzieciństwa. Pokazuje widzom
moment, w którym kształtuje się w dzieciach wrażliwość na otaczający je świat.
Gdy przeżywają pierwsze miłości, pierwsze zerwania, porażki, zwycięstwa,
przyjaźni, zawody. Nie do końca
rozumiejąc co się z nimi dzieje, zwracają się do dorosłych. I co? Dorośli okazują
się osobami bez jakiejkolwiek empatii – nie mają czasu, ochoty, stawiają ciągłe
wymagania, są bezwzględni, wpędzają w kompleksy. Zabierają młodym ludziom całą
radość dzieciństwa.
Na
tytułowe siedem uczuć składa się: strach, smutek, wstyd, zazdrość, złość,
wstręt i radość. Z każdym z nim związana jest jakaś historia Adasia
Miauczynskiego. Nieokreślone dokładniej czas i miejsce akcji (domyślamy się
jedynie, że to mniej więcej lata 50. lub 60.) potęgują wrażenia uniwersalności
poruszanych problemów. Nie ma tu żadnej polityki ani historii w tle, jest
natomiast najbliższe otoczenie młodych ludzi – dom i szkoła, które wcale nie
okazuje się być miejscem spokoju i bezpieczeństwa.
Kropką
nad i było dla mnie zatrudnienie do roli pani psycholog Krystyny Czubówny. Tak
jak przez wiele lat w TVP, w filmie słyszymy tylko jej głos. Spokojny, wyważony,
charakterystyczny. Pani psycholog opisuje niektóre wydarzenia z życia Adasia,
jakby opowiadała film przyrodniczy.
Najbardziej
zaskakuje mocne zakończenie. Rozpoczyna się jeszcze niewinnie – zawiedziona i
rozczarowana grupa dzieci rytmicznie skacze na skakance, jednak… już po chwili
próbuje popełnić samobójstwo w szkolnej toalecie. W ostatniej chwili ratuje
ich, grana przez Sonię Bohosiewicz, woźna. Jej monolog, który w zasadzie nie
zostawia miejsca dla własnej interpretacji, powinien wysłuchać każdy nauczyciel
i rodzic. Bez owijania w bawełnę obnaża chorą ambicję dorosłych, ich obłudę i
brak zainteresowania dziećmi.
Koterski
zadbał o każdy szczegół, nawet o
charakterystyczny (choć na początku drażniący) język (kilkakrotnie powtarzane
frazy, zamiana szyku), o idealną scenografię, charakteryzację. Nie upiększa,
nie każe udawać. I przez to wygrywa.
Film
mnie pozytywnie zaskoczył, ma wiele „smaczków”, długo dyskutowałam o nim z
innymi nauczycielami. Tak naprawdę powinni obejrzeć go wszyscy rodzice i pedagodzy.
Ku refleksji i przestrodze.
Kasia
Podpisuję się pod tą recenzją obiema rękami. Od połowy seansu, na którym byłem, całe kino w milczeniu patrzyło na okrucieństwo rodziców, nauczycieli. Jedynie sprzątaczka wie, co to znaczy kochać dzieci i jak je wychowywać.Jej słowa należałoby powiesić w każdym domu, w każdej szkole, w każdej parafii...
OdpowiedzUsuńR.P.