Strony

czwartek, 20 lutego 2020

Nasze refleksje o filmie „Joker”


Małgosia: To nie jest film o superbohaterze w stylu Marvela, komiksowym popkulturalnym bycie… I całe szczęście. Nie znoszę Marvela…

Kasia: Inspiracją do filmu jest postać Jokera, który atakuje Gotham City, przeciwnika Batmana, ale film opowiada zgoła o czymś innym…


Małgosia: Na poziomie scenariusza widać głębię tego filmu. Oto komiksowa historia otrząsnęła się z barwnych baśniowych kolorów i osadziła w szarości współczesnego „brudnego” świata. Jego istotą jest zdewastowane metro, stara winda, śmierdzące zaułki. Telewizja, choć pokazana jako żywiołowe show z udziałem publiczności tchnie fałszem, drwiną z człowieka, formatem obliczonym na sukces.


Kasia: Arthur Fleck jest nieudanym komikiem, borykającym się z chorobą psychiczną, opuszczonym i samotnym. Żyje nadzieją spotkania z ulubionym showmenem, ale zanim do tego dochodzi, dostaje mocno po karku. Dla mnie to film przede wszystkim dający do myślenia, może nawet depresyjny…

Małgosia: Arthur nie chce dotykać świata, ale świat dotyka Artuthura. Czy to przez znieczulicę, czy przez agresję, bohater zepchnięty jest na margines i pozbawiony ostatnich rzeczy, które kocha. Sięga po jedyną możliwość władzy – nad życiem i śmiercią i jedyną możliwość atencji - szerzenie zła.


Kasia: Joaquin Phoenix czekał na tę rolę, jakby cały czas dając do zrozumienia (w innych rolach), że zagra ją świetnie, nie obawiając się niczego. Aktor zgrał tak, że nie mogłam mu co prawda wszystkiego wybaczyć, ale na pewno mogłam go zrozumieć.


Małgosia: Jest naiwnym Arthurem i psychodelicznym Jokerem. Jego maska nie jest idealna, jakby chciał powiedzieć o szaleństwie nas wszystkich i każdego z osobna. Największe wrażenie robi w scenach sesji terapeutycznych. Grymasy i oczy budują obraz zagubionego człowieka. Widz współodczuwa z zaburzonym bohaterem. Niezmiernie ciekawe są także sceny z matką, dla której Arthur jest szczytem normalności.

Kasia: Prawdopodobnie nigdy nie sięgnąłby po broń, gdyby nie był upokarzany i marginalizowany. Nie szukałby akceptacji u obcego człowieka, gdyby zaznał miłości, normalności i zrozumienia w domu. Najpewniej nie zrobiłby mnóstwa złych rzeczy, gdyby ślepo pędzące za swoimi potrzebami społeczeństwo, w swym biegu nie dreptało go na niemal każdym kroku.

Małgosia: Reżyser Todd Philips zaskakuje po doświadczeniach komediowych. Buduje napięcie stopniowo, dostosowując tempo do choroby bohatera. Nie boi się niemych scen, długich spojrzeń nieruchomej kamery. W porozumieniu z autorem zdjęć tworzy w wymiarze obrazu wynaturzone kompozycje. Kiedy widzimy Arthura- Jokera półnagiego, jego ciało jest pokazane w korespondencji do chorego wnętrza, tak samo koślawe i nierzeczywiste.

Kasia: Wychudzony, popadający w obłęd Arthur, funkcjonujący na marginesie miejskiej maszyny, który zdaje się, że przegrał życie i marzenia, doskonale wypełnia genezę potwora, który później stał się postrachem Gotham. W filmie nie do końca odnajdujemy jednak bezkompromisowego psychopatycznego mordercę, a bardziej człowieka udręczonego i popadającego w obłęd.



Małgosia: W filmie trzeba docenić trudne aktorstwo, reżyserski ascetyzm, ale przede wszystkim sugestię psychodelicznego świata. Jego częścią są trzej żartownisie z metra, pracownicy firmy zatrudniającej klaunów, wygadany showman z telewizji. Śmierć, krew wcale nie są jej wizytówką. Samotność i wyobcowanie to norma tej rzeczywistości.

Kasia: „Joker” to pięknie nakręcony, zagrany i mądry film. To widowisko, które zasługuje na nagrody za reżyserię, aktorstwo, zdjęcia i scenografię. No cóż – „Parasite” był jednak mocną konkurencją!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz