Strony

wtorek, 3 marca 2020

„Boże ciało” Jana Komasy - pogawędka polonistek


Małgosia: Oscar jest zależny od momentu, czasu, zbiegu okoliczności. Przekonali się o tym Ci, którzy byli wielkimi niedocenianymi. Przegrywali, ponieważ rok przynosił co najmniej dwa genialne filmy, dwie genialne role. W 1989 roku „Wożąc panią Daisy” zwyciężył nad „Stowarzyszeniem Umarłych Poetów” i „Urodzonym 4 lipca”… W 1998 roku „Zakochany Szekspir” wygrał z „Szeregowcem Ryanem” i wzruszającym „Życie jest piękne”…

Kasia: Ale, co chcesz powiedzieć?...

Małgosia: Chcę powiedzieć, że „Boże ciało” Jana Komasy zasłużyło tak samo na Oscara jak „Ida” Pawła Pawlikowskiego. To jest niezwykły film, który trafił na godnego przeciwnika  „Parasaite”.

Kasia: Trudno jednak w ogóle porównywać oba filmy. Zresztą Oscary, jak każdy konkurs, to też doza subiektywizmu.

Małgosia: „Boże ciało” jest tak samo treściwe, fabularne, co tajemnicze i wrażeniowe. Mamy tu solidnie opowiedzianą fabułę, wielość wydarzeń na drodze bohatera. Ale mamy też długie ujęcia, zbliżenia i detale, budujące atmosferę…

Kasia:  Myślę, że z odbiorem „ Bożego ciała” na świecie jest jeden problem. My – Polacy – mamy świadomość, jak wygląda małomiasteczkowe życie skupione wokół kościoła, proboszcza. Rozumiemy wiejskie procesje na Boże Ciało, zapisy na sprzątanie kościoła. Ale czy te wszystkie aluzje były czytelne dla innych?

Małgosia: Jest w tym filmie pełen bagaż polskich kompleksów i tęsknot. Jak w soczewce przyglądamy się polskiej prowincji, pełnej fałszu, bólu, poczucia zniewolenia. By uleczyć ten rozchwiany światek, potrzeba człowieka z zewnątrz, tak samo „brudnego” jak mieszkańcy, tak samo „czystego” jak pierwiastek dobra w nich ukryty. Wydaje się, że ewangelizuje sam siebie, siebie poucza i zmienia. Ma coraz większy autorytet w probostwie, ale też wrogów. Kiedy mistyfikacja wychodzi na jaw zostawia małe miasteczko, ale zostawia dotknięte… Wydaje się, że ten dotyk pomoże ludziom przewartościować życie.

Kasia: Do społeczności wdarła się prawdziwość, szczera relacja, rozmowa. Nikt się tego nie spodziewał, nikt na to nie był gotowy.

Małgosia: W pierwszej chwili chciałam napisać, że Bielenia na miarę zachodnioeuropejskiego, światowego aktorstwa… Ale głupotę bym palnęła. Schemat myślenia ze środkowej Europy. Nie, to Di Caprio, Hanks, Nicolson, Phoenix, Pitt w swoich kolejnych rolach na miarę Bartosza Bieleni. Kibicuję mu, bo zrobiła na mnie wrażenie swoją wszechstronnością i aktorskim talentem.



Kasia: Jest klasą w samą sobie, jak kameleon zmienia swe oblicza. Scena imprezy po wyjściu z poprawczaka – mistrzostwo!

Małgosia: Polskie kino szczyci się  pracą operatorską, montażową. W tym filmie widać wkład tych specjalności w całokształt filmu. Zarówno w scenach dynamicznych np. pojedynku w poprawczaku jak i w ujęciach twarzą w twarz z bohaterem – błysk łzy, oko, grymas, zdjęcia są znaczące, symboliczne.

Kasia: Takie filmy utwierdzają mnie w przekonaniu, że polska kinematografia nie ma się czego wstydzić.

Małgosia: Kibicujemy Komasie, Bieleni, by z uwagą dobierali tematy, role, współpracowników.
I cieszyli nas swoim kinem.

Kasia: Dobrym kinem!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz