Znakomite opowiadanie „Panny z Wilka” (1933) nasycone jest zmysłowością. Jego bohater, Wiktor Ruben, po piętnastu latach nieobecności wraca do Wilka, do majątku, gdzie kiedyś był szczęśliwy w towarzystwie sześciu pięknych sióstr. Wraca w poszukiwaniu „straconego czasu” i doświadczenia pełni życia. Symbolika jedzenia pełni tu ważną rolę. Z jej pomocą autor subtelnie rozwija niektóre wątki.
Wiktor jada obiady z ciocią i wujkiem w sąsiednich Rożkach, podawany jest tam krupnik i kotlety mielone – dania proste, rodzime i niezawodne tak jak krewni bohatera. Kiedy Wiktor kolejny raz przyjeżdża do Wilka, rozmawia z jedną z sióstr – Kazią – o ważnych, intymnych sprawach (kiedyś Kazia, tak jak i inne siostry, była zakochana w Wiktorze) i rozmowa ta odbywa się w „obecności” jedzenia – Kazia przygotowuje poczęstunek do herbaty, a Wiktor ze smakiem zajada się dojrzałymi truskawkami. Oprócz tego, bohaterowie rozmawiają w wilkowskiej spiżarni, w której półki zastawione są nieprzebranym mnóstwem słoików z konfiturami i sokami, osobna półka przeznaczona jest na grzyby i marynaty, kolejna – na kompoty, a w ustronnym kącie przechowywane są suche konfitury, gruszki w miodzie, rodzynki i inne smakołyki. Wiktor śmieje się, że ta jadalnia zastępuje całą bibliotekę, której, nawiasem mówiąc, nie ma w Wilku i to bardzo ważny szczegół, gdyż majątkiem rządzą pierwiastki witalne, nieracjonalne i częściowo antyintelektualne. Wiktorowi też znudziły się książki, a w kuchni czuje się jak w domu.
Po upojnej nocy Wiktora z Jolą, jedyną z wilkowskich sióstr, z którą tym razem dochodzi do fizycznego zbliżenia, następuje dziwna scena późnego śniadania, która staje się komentarzem do poprzedzających ją wydarzeń:
Jola zabrała go do jadalni, gdzie jadła drugie śniadanie, składające się z chleba, masła i długich zielonych ogórków, które zręcznie obierała srebrnym nożykiem i krajała na blade plasterki. Jadła żwawo i dużo, tak samo jak mówiła.
Wkrótce dołącza do nich najstarsza z sióstr, Julia, która każe służącej podać biały ser. Wiktor jak zaczarowany obserwuje dwie piękne kobiety, które jedzą z prawdziwie zwierzęcym apetytem:
Patrzył, jak długie, białe zęby Julci pogrążały się w matowym twarogu, jak Jola pochylała się nad stołem, smarując chleb masłem, gdyż jej krótki wzrok zmuszał ją do tego: przypatrywała się z uwagą swoim czynnościom na stole, co robiło wrażenie, że usuwa swoje białe czoło spod kontroli Wiktora. (…) Julcia zajadała chleb z serem (…) nagle jakieś rozświetlenia słońca przerywającego chmury ukazywały ją niby w aureoli, zapalając jej młode jeszcze, złote włosy.
Ten wczesny posiłek ma nie tylko jawnie erotyczny charakter – symbolizuje duży apetyt na życie, którym odznaczał się autor opowiadania.
Pisarz
w ogóle uwielbiał dobrą kuchnię, często urządzał w swoim domu w Stawisku
przyjęcia i proszone obiady. Zatrudniał nawet własnego kucharza – Władysława
Kucharskiego, prawdziwego mistrza patelni, który zaczął służbę u Iwaszkiewicza
w II RP, gdy ten był ambasadorem Polski w Danii. Pisarz przyznał się, że nigdy
w życiu nie jadł niczego smaczniejszego od karpia faszerowanego linem –
firmowego dania Kucharskiego.
Chyba
czas na obiad!
Kasia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz