Strony

wtorek, 30 lipca 2019

Warszawa – dziwne miasto Tadeusza Konwickiego


Za oknem miasto pod chmurą, jak stara, sczerniała tapeta.
 Miasto, do którego zapędziło mnie przeznaczenie 
z mojego własnego świata,
co go już nie pamiętam
 i coraz rzadziej śnię. 
(Tadeusz Konwicki, „Mała apokalipsa” s.9.)

      Michał Głowiński stwierdził w 1985 roku, że Konwicki jest niewątpliwie najwybitniejszym – obok Białoszewskiego – pisarzem Warszawy w naszym stuleciu. (Michał Głowiński, Labirynt, przestrzeń obcości [w:] tegoż Mity przebrane. Dionizos. Narcyz. Prometeusz. Marchołt. Labirynt, Kraków 1990, s. 164). Cytowany badacz wymienił Warszawę Konwickiego razem z Dublinem Joyce’a, Petersburgiem Biełego, Wenecją Manna, Berlinem Doblina, Nowym Jorkiem Dos Passosa, Amsterdamem Camusa czy Aleksandrią Durella. To nowość – nie tylko dlatego, że mówi się o Warszawie Konwickiego, któremu krytyka literacka przydała etykietę pisarza Litwy. Nowość polega także na tym, że Warszawa tego twórcy ma taką samą wartość literacką jak inne miasta innych pisarzy o światowej sławie.

Warszawę, jako scenerię akcji, rozpoznać możemy w wielu powieściach Konwickiego. We wszystkich tych utworach bohaterowie poruszają się przede wszystkim po Śródmieściu, kręcą się wokół Pałacu Kultury, chodzą wielosetletnim szlakiem królewskim – Krakowskim Przedmieściem od kolumny Zygmunta, Nowym światem w kierunku Łazienek, a dalej aż do Wilanowa albo Konstancina. Jest to też bowiem od półwiecza codzienna droga samego autora, który mieszka na małej uliczce na tyłach Nowego Świata. Z jego książki, o jakże wymownym tytule „Nowy świat i okolice” dowiadujemy się, że przez lata chodził co rano do kawiarni w wydawnictwie „Czytelnik” przy ulicy Wiejskiej, a potem na obiad do stołówki w siedzibie ZLP, w dzisiejszym Domu Literatury na Krakowskim Przedmieściu. Warto również dodać, że gdy postacie literackie w powieściach Konwickiego oddalają się od tej drogi, czynią to zawsze za pomocą jakiegoś środka komunikacji miejskiej, jeżdżą tramwajem, autobusem lub ewentualnie… wozem milicyjnym.

Warszawa przedstawiona w powieściach Tadeusza Konwickiego pokazana zostaje zazwyczaj w sposób karykaturalny, przerysowany, obcy. Być może wynika to z faktu, iż Konwicki, urodzony w małej osadzie podwileńskiej, mocniej niż ktokolwiek inny w środowisku pisarzy w Polsce czuł się związany z tym regionem, który jako jądro Wielkiego Księstwa zarówno w historii Polski i Litwy, jak i w piśmiennictwie obu narodów, szczególnie zaś w literaturze polskiej, stanowi obszar szczególny. Stanisław Bereś pisze:

Opiewany przez generacje polskich poetów, podniesiony do rangi kwintesencji polskości przez romantyków, już w XIX wieku uzyskał status duchowej ojczyzny. Oderwany brutalnie przez Związek Radziecki od Polski w czasie drugiej wojny światowej, stał się krainą mityczną, zamordowaną arkadią, pięknym snem o szczęściu, do którego nie ma już powrotu, a jego imienia nie wolno nawet publicznie wspominać. (Stanisław Bereś, Konwicki w czyśćcu PRL – u [w:] tegoż, Szuflada Atlantydy, Wrocław 2002, s. 218).

Nic więc dziwnego, że bohaterowie Konwickiego, wyrwani nagle i brutalnie z dzieciństwa lub młodości, a także ze świata, który – choć często kanciasty i tajemniczy – dawał im poczucie bezpieczeństwa, tracą punkty oparcia, gubią etniczną i kulturową tożsamość, nie potrafią odnaleźć poczucia wspólnoty z bliźnimi, nie umieją zidentyfikować się z komunistyczną rzeczywistością, z oporem i przykrością wrastają więc w nowe miasta, a właściwie miasto, bo prawie zawsze jest to Warszawa. Bohaterowie Konwickiego są wiecznymi emigrantami: świat, który opuścili i za którym tęsknią, został zniszczony, pochłonięty przez historię, naznaczony jest piętnem brzydoty, a na dodatek znajduje się w stanie wielopostaciowego rozkładu, co pozwala rozpoznać symptomy nadciągającej zagłady. Bohatera takiego, samotnika złaknionego uczestnictwa w ludzkiej wspólnocie, dręczą nie tylko behawioralne demony, jakie osaczają właściciela niezbornej kartoteki, przechodnia własnego życia. Bohater Konwickiego naznaczony jest ponadto piętnem przemijania. Stanisław Bereś komentuje to następująco:

Ten zatem świat, który akceptują i uważają za „prawdziwy” nie istnieje; ten zaś, który negują i przeżywają jako koszmarny i groteskowy sen – jest właściwie realny(..) Wędrując jak somnambulicy, mieszają miejsca i czasy, mylą ludzi i zdarzenia, bo wszystko, co ich otacza, rozłazi się jak stare zetlałe ubranie, lun grzęźnie w absurdzie, potęgując ich dezorientację, rodząc psychoz, spychając w kompletną rezygnację. (Stanisław Bereś, Konwicki w czyśćcu PRL – u [w:] tegoż, Szuflada Atlantydy, op.cit, s. 219 – 220).

Założenie takie najdobitniej potwierdzić mogą słowa głównego bohatera „Małej apokalipsy”, który mówi:

Bo to miasto budowano przez wieki pod knutem i to miasto palił każdy kto miał ochotę. A ja do miasto słabo kocham, nie tak mocno, jak te sfory lokajskich artystów, co kochają mocno, do szaleństwa, kochają za pieniądze wyciągane od sentymentalnych mieszkańców, którzy muszą kochać swoje miasto, bo nie mają nic innego do kochania, i za pieniądze wyciągane od chytrej partii, która utożsamiała się z miastem, państwem i Panem Bogiem. (MA, s. 225).

Z kolei w rozmowie z Haliną, która na pytanie narratora, co ma robić do ósmej wieczorem (dzień przed samospaleniem rozciąga się bowiem w czasie), odpowiada:

- Może chce się pan pożegnać z przyjaciółmi, z miastem.
stwierdza, iż – To nie moje miasto. (MA, s. 79).

Topografia Warszawy ma naprawdę spore znaczenie dla twórczości Konwickiego, w przestrzeni przedstawionej w powieściach i filmach zawarte są ważne tropy interpretacyjne.  Konwicki przywykł do Warszawy, przyzwyczaił się do braku urody miasta, który wynika z tragicznej doli, a nie braku wyobraźni poczucia piękna jej mieszkańców. Autor „Małej apokalipsy” opisuje ja trochę administracyjnie, jak geograf czy burmistrz jakiejś dzielnicy. Nie jest to tak „dożylny” opis, jak w przypadku Wilna. Wobec tego jest trochę sarkastyczny: stolica nigdy nie zakwitła, nie zabłysła w jego książkach. Konwickiego być może denerwowała „dewocja” jego niektórych kolegów piszących o Warszawie ze łzami w oczach. Warszawa towarzyszyła Konwickiemu lub też Konwicki towarzyszył Warszawie pól wieku i siłą rzeczy pozostawił opis tego miasta w swoich książkach: zły czy dobry, bardziej czy mniej literacki. Konwicki utrwalił jednak pamięć tak zwanego świadka.

Sytuacje Konwickiego, może w pewien sposób oddać  fragment wiersza Adama Zagajewskiego, pt. „Następca tronu”:

Rosłem w dwóch miastach
Przez moje ciało przechodziła granica 

(Adam Zagajewski, Następca tronu [w:] Sklepy mięsne, Kraków 1975, s.28.)

Kasia




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz