taka
dedykacja mogłaby zaczynać każdy mój post, bowiem wiele rzeczy napisałam w
oparciu, pod wpływem i z inspiracji Jacka Pyżalskiego. Jest on najbardziej
praktycznym z teoretyków pedagogiki, nosicielem historii o tak zwanych trudnych
uczniach i podpowiedzi jak sobie z nimi poradzić. Warto czytać jego publikacje, ale najlepiej
„brać” Pyżalskiego w pakiecie bezpośrednim: głos, charakterystyczna składnia i
słownictwo, mimika i gestykulacja - na wykładzie, podczas wystąpienia konferencyjnego. Zawsze
warto, nawet jeśli znamy już treść, temat wystąpienia.
Co
jest charakterystyczne dla jego przemyśleń… Otóż to, że każdy nauczyciel, który
go słucha, zgadza się z nim w 100 % i ma kilkanaście własnych przykładów na
postawione przez niego tezy. Z sali słychać: „ No właśnie”, „ że też wcześniej
na to nie wpadłem…”, „ miałem taki przypadek…”
Dziś
podzielę się swoim przeżyciem, które przyszło mi do głowy, kiedy profesor
Pyżalski omawiał rolę pochwały w motywowaniu i przedstawiał piramidę „czarnej
owcy”. Nie będę tu opisywać swoich zmagań z
motywowaniem „trudnych” uczniów, chcę podzielić się refleksją na temat tego
jaki wpływ ma ich zachowanie ma grupa, miejsce i okoliczności.
Każdy
nauczyciel miał w swojej pracy takiego
ucznia, który wymykał się wszelkim standardom, lekceważył polecenia, regulaminy,
traktował szkołę z przymrużeniem oka, wchodził i wychodził jak chciał. Często
był arogancki, zbuntowany i nieprzyjemny. Trudno takiego ucznia polubić. Staje
się to, co Pyżalski nazywa naturalną separacją. Nauczyciel izoluje się od
ucznia. Tymczasem, jak twierdzi Pyżalski (ja też), jedyną szansą jest
relacja. Miałam takiego ucznia i moje nastawienie do niego zmieniło się od
jednej sytuacji, którą przyniosło życie.
Jak
na złość wymieniony przeze mnie uczeń zdecydował się iść z całą klasą na
przedstawienie teatralne. Nie przedstawienie repertuarowe, tylko edukacyjne na
bazie jakiejś lektury, proponowane przez objazdowy teatr edukacyjny. Pierwsze
zdziwienie przeżyłam w momencie zbiórki, bo zobaczyłam białą koszulę,
wyczyszczone buty i uczesane włosy mojego łobuza. Kiedy dotarliśmy na miejsce
okazało się, że różne klasy z różnych szkół zostały zebrane na jednej sali i
poziom zachowania był różny. Godzina rozpoczęcia spektaklu była bliska. Mój
ulubieniec był coraz bardziej nerwowy, ale panował nad sobą. Siedział cichutko
na swoim miejscu i łypał oczami. Kiedy zaczęły do nas dobiegać jakieś k….
rzucane z okolicznych rzędów obsadzonych przez inne szkoły, zaczęliśmy być
świadkiem odwijanych śniadań i
otwieranych puszek mój uczeń nie wytrzymał. Przedarł się o kilka miejsc do mnie
i wysyczał przez żeby: „Proszę Pani, ja tego nie wytrzymam, niech Pani tylko
powie, a ja im dam nauczkę!”. Musiałam
go uspokajać, że nie warto, że mają swoich nauczycieli. Trzęsło go mocno. Ktoś ich tam próbował spacyfikować, a oni zachowywali się agresywnie i pyskowali
nauczycielom. Kiedy gasły światła usłyszałam krótkie: „ Jak Panią zaczepią, to
nie ręczę za siebie…”. Nie pamiętam spektaklu, patrzyłam tylko, żeby nikt na
mnie nie spojrzał krzywo. Mogło dojść do bójki.
Ale
od tego momentu polubiłam mojego buntownika. Narodziła się relacja, a relacja, zdaniem Jacka Pyżalskiego i moim, to najlepszy
sposób motywacji.
Małgosia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz