Strony

środa, 9 października 2019

„Green Book” - nasza (subiektywna) opinia


Małgosia: Film, który trzeba zobaczyć - „Green Book”.


Kasia: „Green Book” to film, na który długo czekałam. Ucieszyłam się, gdy mi go podarowałaś na zakończenie roku szkolnego.

Małgosia: Siadamy w kinie, siadamy w domowym fotelu i wiemy co, będziemy oglądali… Oto historia dwóch ludzi z różnych światów, którzy zostali ze sobą połączeni. Obaj mają interes, by wytrzymać swoje towarzystwo. I wytrzymują, ucząc się po drodze o sobie wiele. Kilka takich filmów: „ Wożąc Miss Daisy” Bruca Beresforda, „Nietykalni” Oliviera Nakache, Érica Toledano już mieliśmy.

Kasia: Wszystko to już było…

Małgosia: Atutem niewątpliwym są aktorzy, Tak różni, że aż podobni. Viggo Mortensen, to aktor stworzony do wielkich ról. Charakterystyczny brzydal, który nie boi się pokazać brzuch, mlaskające usta i zmięte spodnie. Przy takiej roli trzeba iść na całość, więc Mortensen nie żałuje środków by stać się prostym Amerykaninem o włoskich korzeniach.

Kasia: Mahershala Ali w roli dr. Dona Shirleya to wysmakowany elegancki pan, który realizuje się artystycznie, ale cierpi z samotności. Różni ich wykształcenie, zdolności, pochodzenie, rasa.
Małgosia: Ich spotkanie, a potem zdarzenia w trasie sprawiają, że zaczynają patrzeć na świat z nowej perspektywy.

Kasia: Kluczowa tu jest droga, podczas której zdarzają się nieoczekiwane sytuacje. Amerykańskie południe jest gotowe do oklaskiwania czarnoskórego muzyka, ale nie do zaakceptowania czarnoskórego gościa hotelu czy restauracji. Zresztą tytułowy „Green Book” to broszura, którą musiał mieć w swoim posiadaniu każdy Afroamerykanin planujący w latach 60. XX wieku podróże po USA. Znajdowały się w niej informacje takie jak: którędy najbezpieczniej się przemieszczać oraz gdzie znaleźć hotele czy lokale obsługujące czarnoskórych.

Małgosia: Z różnic pomiędzy bohaterami tworzą się sytuacje komediowe. W pierwszej części filmu śmiejemy się z cwanego Tonego, który jest wychowywany przez swego szefa, w drugiej części podziwiamy go za to, jak radzi sobie z wpadkami swego szefa, współczujemy dr Shirle’owi niedopasowania społecznego.

Kasia: Czarnoskóry muzyk nie pasuje do żadnej z grup. Choć wykształcony jest obcy wśród bogatych białych, choć czarny nie pasuje do Afroamerykanów pracujących w polu.

Małgosia: Ten film pokazuje dramat bohatera, także poprzez utajony homoseksualizm.

Kasia: Ciekawy jest wątek listów do żony, które pisze Tony na parkingach i w pokojach hotelowych.

Małgosia: Przyjmując rady swego szefa, przechodzi przyspieszoną edukację jak pisać i jak kochać. Ulubionym moją scena jest podziękowanie żony za pomoc złożona doktorowi przy pierwszym spotkaniu. Że też żony zawsze takie rzeczy wiedzą…

Kasia: Film stawia przed widzem dużo pytań, łączy dydaktyzm z humorem. Punktuje wciąż aktualne uprzedzenia, zwłaszcza rasistowskie, homofobiczne i klasowe.

Małgosia: Komedia na poważnie. Ale czuję niedosyt.

Kasia: Mam podobne odczucia. Film dobry, ale bez fajerwerków...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz