Choć ferie u mnie są wyjątkowo pracowite (nadrabiam zaległości w dokumentach, sprawdzam próbne egzaminy, czytam lektury) to udało mi się obejrzeć już dwa netflixowe miniseriale. Nie są to wielkie arcydzieła, ale muszę przyznać, że nieraz zbiły mnie z tropu i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.
Akcja rusza, kiedy do sieci trafia filmik z Nickiem Brewerem trzymającym w rękach plansze z napisem najpierw „wykorzystywałem kobiety”, a potem „jeśli to wideo będzie miało 5 mln wyświetleń, zginę”. Jak to już w internecie bywa, nagranie szybko zyskuje popularność, a opinia publiczna dzieli się na dwie skrajne grupy. Jedni od razu nazywają Nicka gwałcicielem, a inni stają po jego stronie. Twórców najbardziej bowiem interesuje mechanika mediów społecznościowych i dynamika psychologii korzystających z nich osób. Na przestrzeni ośmiu odcinków pokazują, jak łatwo manipulować tłumem i ukraść komuś tożsamość, zadając jednocześnie pytania o granice zaufania, jakim możemy obdarzyć osoby znajdujące się po drugiej stronie komunikatorów oraz czy w dobie nowych technologii możemy być anonimowi. Podjętych przez twórców tematów jest tu naprawdę sporo. Niebezpieczeństwa związane z rozwojem mediów społecznościowych służą do analizy współczesnych relacji międzyludzkich. W tle przewija się natomiast kultura gwałtu, czy instytucjonalny rasizm. Choć niczego nie rozwinięto w satysfakcjonujący sposób, a „Clickbait” pełen jest skrótów, uproszczeń i truizmów to osiem odcinków serialu oglądałam się jednym tchem.
„Co kryją jej oczy”
Serial
w ciągu sześciu odcinków zdążył mnie zaciekawić, zaintrygować, znudzić,
zirytować, a na końcu naprawdę zaskoczyć. To historia, która może spodobać się
fanom opowieści rodem z „Dziewczyny z pociągu” Pauli Hawkins czy „Zaginionej
dziewczyny” Gillian Flynn. Produkcja Netflixa opowiada o miłosnym trójkącie
Louise – samotnej matki, która nawiązuje romans z psychiatrą Davidem i
jednocześnie zaprzyjaźnia się z jego żoną Adele. Im bardziej Louise angażuje
się w relację z nowopoznanym mężczyzną, tym bardziej orientuje się, że
małżeństwo Davida i Adele funkcjonuje na dość dziwnych zasadach. Kobieta nie
spodziewa się, jak tragiczny finał może mieć jej kontakt z tą tajemniczą
dwójką. Ważnym wątkiem w serialu okazuje się pojęcie projekcji astralnej. Adele
eksperymentowała z nią już w czasie pierwszego pobytu w ośrodku odwykowym,
bohaterka ma bowiem za sobą bogatą historię uzależnień. Zachęca Louise do
rozpoczęcia rytuału, gdy dowiaduje się, że dziewczyna od lat miewa koszmary
senne, odstraszające jej życiowych partnerów. Wręcza jej nawet dziennik swojego
przyjaciela Roba (Robert Aramayo), który opisał „astralną” strategię i obie
cały czas eksperymentują zgodnie z jego wytycznymi, co prowadzi do
nieoczekiwanego zakończenia…
Tak
jak wspomniałam oba seriale mają dużo wad. Sprawdzają się jednak doskonale w
feryjne popołudnie pod kocem z kubkiem gorącej herbaty.
Kasia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz