Kasia:
Kalina Jędrusik - wzbudzająca kontrowersję ikona popkultury i moja ulubiona
aktorka Teatru Nowego Anna Mierzwa – to musiało się udać!
Małgosia:
Monodram to zawsze wyzwanie dla aktora. Opowiadaj, co z tego wyniknęło!
Kasia:
Wyszedł spektakl pełen emocji, momentami ironiczny, kiedy trzeba było dosadny.
Targał emocjami widzów.
Małgosia:
Pamiętam Kalinę Jędrusik na wielu fotografiach Zofii Nasierowskiej – zawsze jej
portret odsłaniał inny wymiar kobiecości. Był w nim seksapil, ale był też
smutek, głębia, liryzm.
Kasia:
Anna Mierzwa w wywiadach przyznała, że uwielbia Jędrusik. Pisała o niej nawet
pracę magisterską. Jak stwierdziła zainteresowała się nią, bo ta kobieta
„posiada różnych twarzy cały rejestr”.
Małgosia:
Kalina Jędrusik to postać pod każdym względem wyjątkowa. Nie da się wymieniać
wszystkich kontrowersji, sensacji, nieporozumień, plotek, pogłosek i złorzeczeń
z jej udziałem. Ale kochamy takich nietuzinkowych ludzi, takie kolorowe ptaki.
Kasia:
W spektaklu wiele takich sytuacji zostało sprytnie wykorzystanych. Wulgarne
odzywki do przedstawiciela straży pożarnej w Sali Kongresowej, który usiłował
ją odwieść od palenia na scenie; wolna miłość w wolnym małżeństwie ze
Stanisławem Dygatem; krzyż z granatów na dekolcie podczas występu dla
robotników Stoczni Gdańskiej, a potem, gdy zakazano jej dekoltów (i odsunięto
od wielu występów), założenie czarnej sukni bez wcięcia pod szyją i na koniec
odwrócenie się tyłem do widowni, by zademonstrować olbrzymi dekolt; wycięcie
przez Andrzeja Wajdę z jego największego chyba arcydzieła, „Ziemi obiecanej”,
zbyt odważnych fragmentów sceny Jędrusik z Danielem Olbrychskim w powozie, bo
przecież będą na to chodzić wycieczki szkolne! I tak dalej, i tak dalej.
Małgosia:
Jędrusik to aktorka na miarę największych nagród światowych. Szkoda, że taki
brylant jak ona nie miał szansy zaistnieć na planach filmowych świata. Była do
bólu odważna, zdecydowana rzucić się w ogień jeśli wymagała tego rola. Ale
temu, że została na naszym polskim podwórku, zawdzięczamy piękne piosenki z
Kabaretu Starszych Panów. Nie wiem, czy wiesz, ale Jędrusik to matka chrzestna
Magdy Umer.
Kasia:
Jej życie prywatne nie było do końca szczęśliwe. Małżeństwo ze Stanisławem
Dygatem, co wielokrotnie podkreślone zostało w sztuce, istniało tylko na
papierze, artystka miała licznych kochanków, nie potrafiła znaleźć szczęścia.
Jedną z bardziej wzruszających scen spektaklu jest moment tragicznej opowieści
o zmarłej córeczce i o macierzyńskim niespełnieniu. Nasza bohaterka przyciska
bezradnie do siebie poduszkę, a potem zdejmuje perukę „seksbomby” i stoi przed
nami bezradnie, z przylizanymi, „uklepanymi” blond włosami (Jędrusik była
naturalną blondynką). Od ust odchodzi jej krecha rozmazanej szminki. Kalina
Jędrusik po stracie córeczki nie miała już nigdy dzieci.
Małgosia:
Od razu nasuwa się jasne skojarzenie z Normą Jeane Mortenson, czyli Marilyn
Monroe, która jak twierdzą biografowie szukała prawdziwej miłości, usuwała
kolejne ciąże, ale i pragnęła dziecka, skrywała jakąś niewyjaśnioną tajemnicę.
Polska Monroe to Kalina.
Kasia:
Spektakl obfituję w liczne aluzje. Jest np. dialog z tow. Wiesławem, który
przemawia z ekranu tekstem osławionego antysemickiego przemówienia z 19 marca
1968 roku (Kalina zwraca się do niego per „Wieśku”). Gdy mowa jest o starzeniu
się gwiazdy, Mierzwa nie szczędzi nam też drastycznych opowieści, np. tej o
topielicy z Sekwany: gipsowy odlew jej twarzy przekształcono w nieskończoną
serię gumowych masek, które służyły kilku pokoleniom adeptek i adeptów na
kursach pierwszej pomocy – robili sztuczne oddychanie twarzy trupa. Z opowieści
dowiadujemy się o romansie z Gąsowskim, żalu do Holoubka, ironicznym stosunku
do Violetty Villas.
Małgosia:
Nie żyła w próżni, była obiektem westchnień, zazdrości, nienawiści.
Kasia:
Wielokrotnie podkreślano, że Jędrusik to niespełniona aktorka. Coś w tym jest,
gdyż dla mnie to też przede wszystkim piosenkarka.
Małgosia:
To wspaniała aktorka niewykorzystana przez polskie i światowe kino, niestety.
Miała zdolności komediowe - „Lekarstwo na miłość” J. Batorego, potrafiła z
niewielkiej rólki zrobić kilkuminutowe aktorskie cacko. Jej Lucy Zuckerowa z
„Ziemi obiecanej” A. Wajdy była znakomita.
Kasia:
Anna Mierzwa zachwyciła swoim głosem. Zaprezentowała 14 piosenek, które
Jędrusik wykonywała z Kabaretem Starszych Panów. Przechodziły mnie ciarki przy
każdej z nich. Aktorka śpiewała kusząco, nieustannie puszczając oko do
publiczności, dyskretnie uwodząc widzów. Trzy piosenki są świetne, pod każdym
względem: „Utwierdź mnie” (wyimaginowana rozmowa Kaliny z Gomułką,
przemawiającym z ekranu), „La valse du mal” – z rewelacyjnym aranżem, który
podkreśla dramaturgię piosenki, znakomicie oddaną przez Mierzwę. Świetnie
wypada wykonany na koniec utwór „Ja nie chcę spać” do muzyki Krzysztofa Komedy
- ze znakomitą wokalizą aktorki. Spektakl rozpoczyna z kolei najbardziej
kojarzona z Jędrusik piosenka „Bo we mnie jest seks”.
Małgosia:
14 piosenek to spory materiał.
Kasia:
Za aranżację muzyczną odpowiedzialny był Krzysztof „Wiki” Nowikow, który sam
grał podczas spektaklu na gitarze. W skład zespołu wchodzili jeszcze: Mieszko
Łowżył (perkusja), Stanisław Pawlak (instrumenty klawiszowe) i Piotr „Max”
Wiśniewski (gitara basowa). Ich ciągła obecność na scenie była dopełnieniem spektaklu.
Bohaterka grała też do nich, rozmawiała z nimi.
Małgosia:
Spektakle muzyczne stały się wizytówką Nowego, dobrze przygotowane, mądre
pomimo pozornej lekkości.
Kasia:
W monodramie najtrudniejsze jest to, by skupić uwagę widza przez cały czas. Na
scenie przecież ciągle widzimy tego samego aktora. W tym przypadku reżyserce
Agacie Bzik udało się zainteresować widza przez całe 100 minut. Niewątpliwie to
zasługa rozwiązań choreograficznych i technicznych. Fragmenty nagrań z czasów
PRL-u, również z „prawdziwą” Jędrusik, rekwizyty – moim zdaniem świetnie został
wykorzystany telefon, przez co widz miał wrażenie obecności innych bohaterów.
Przede wszystkim jednak na uwagę zasługuję choreografia i gra Mierzwy. Genialna
scena tańca z cieniem dłoni na długo pozostanie w mojej pamięci.
Podobała
mi się też piosenka, którą bohaterka śpiewała zamknięta w telewizorze.
Scenografię Justyny Przybylskiej tworzył czerwony, pluszowy szezlong, drobna
komoda, przepierzenie oraz wiszące z boku sceny, na sznurach, lustra. Mierzwa,
w ciemnej peruce i w cielistej halce, zgrabnie porusza się po tym scenicznym
mieszkanku, zapraszając widza do prywatnego spotkania z ikoną PRL-u. Aktorka
przebiera się jeszcze dwa razy – w typową dla tamtych czasów rozkloszowaną
sukienkę w grochy oraz wspomnianą już czarna suknię z ogromnym dekoltem.
Małgosia:
Scenografia PRL-owskiego mieszkanka ma ogromne znaczenie w budowaniu tak wymykającej
się swoim czasom postaci.
Kasia:
Mierzwa rusza się cały czas, przemieszcza się po scenie, gra z publicznością, w
pewnym momencie stepuje. Jest w ciągłym ruchu. (Za ruch sceniczny
odpowiedzialny był Kamil Guzy). Nawet śpiewając na podłodze, przykryta folią,
widzimy jak rusza nogą, wygina się zalotnie, gra całym ciałem.
Małgosia:
A jak został uchwycony tragizm Jędrusik jako człowieka, kobiety?
Kasia:
To najlepsza część spektaklu - opowiada o powolnym pogrążaniu się bohaterki w
niebyt, przy zachowywaniu pozorów, że „się gra”, „się śpiewa”, „się mobilizuje”
na kolejne występy, udając, że „wszystko jest jak należy”, Mierzwa-Kalina
przywołuje starzejącą się Marlenę Dietrich, która przed kolejnymi występami na
estradzie „likwidowała zmarszczki”, ściągając skórę na twarzy poprzez wbijanie
szpilek pod włosy, w skórę czaszki. Potem po występie dezynfekowała głowę i
pozwalała goić się ranom. Mamy tutaj też symboliczne ściągnięcie peruki,
Mierzwa idealnie „dostosowuje” się do wizerunku starzejącej się diwy, która na
scenie pragnie pozostać młoda. Aktorka Nowego ujawnia wtedy skalę swego talentu
aktorskiego, kiedy z agresywnej trzpiotki przeistacza się w kobietę dojrzałą,
ciężko doświadczoną, zepchniętą na margines. Jędrusik zawsze powtarzała: „
Niech mówią źle, niech mówią dobrze, bylebym tylko nie była przeciętna.”
Małgosia:
Kalina Jędrusik została tak zapamiętana, że stała się ikoną, znakiem do
wielokrotnego wykorzystania. Jej sposób śpiewania, makijaż, mrużenie oczu stały
się cytatem.
Kasia:
Dobrze, że o tym wspomniałaś. W spektaklu ważny jest jeszcze moment. Nie wiem,
czy wiesz, ale Aleksandra Wierzbicka - spadkobierczyni „polskiej Marilyn
Monroe” – zarejestrowała „Kalinę Jędrusik" w urzędzie patentowym jako znak
towarowy. Mierzwa najpierw recytuje numer znaku towarowego (R-227727), po czym
mówi: „Jestem obok takich produktów, jak serek o smaku straciatella i Leonardo
DiCaprio o numerze CTM-001001718. W tym momencie aktorka przechodzi w dziwny
sposób od opisu siebie jako znaku towarowego do opisu siebie jako sprzętu
elektronicznego. Mówi o sobie, że ma „opływowy kształt” i „prosty mechanizm”.
Czy wszystko jest na sprzedaż?
Małgosia:
Wszystkie piosenki, pisane dla niej przez Przyborę, Wasowskiego, Osiecką
opisują jej życie, jej pragnienia. Kalina wyznaje w czarno- białej stylistyce:
„Do ciebie szłam, do ciebie, mój
miły,
do ciebie szłam, tyś wracał mi
siły.”
„W sezonie i potem,
przed ptaków odlotem,
na wielka tęsknotę ty,
zawsze ty.”
„wciąż się na coś czeka,
na coś, co nie chce przyjść
i znów nie przyszło dziś.
Może jutro...”
a w końcu:
„Ja nie chcę spać, ja nie chcę
umierać,
chcę tylko wędrować po pastwiskach
nieba,
białozielone obłoki zbierać,
nie chcę nic więcej, nie chcę nic
mniej.”
Kasia:
Kalina Jędrusik twierdziła, że udane życie musi być narracją, spektaklem. Jej
niewątpliwie takie było. Monodram Anny Mierzwy to prawdziwa uczta dla ciała i
ducha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz