Strony

niedziela, 20 listopada 2016

Byle tylko nie być przeciętną! –„Kalina®” w Teatrze Nowym

Kasia: Kalina Jędrusik - wzbudzająca kontrowersję ikona popkultury i moja ulubiona aktorka Teatru Nowego Anna Mierzwa – to musiało się udać!




Małgosia: Monodram to zawsze wyzwanie dla aktora. Opowiadaj, co z tego wyniknęło!

Kasia: Wyszedł spektakl pełen emocji, momentami ironiczny, kiedy trzeba było dosadny. Targał emocjami widzów.

Małgosia: Pamiętam Kalinę Jędrusik na wielu fotografiach Zofii Nasierowskiej – zawsze jej portret odsłaniał inny wymiar kobiecości. Był w nim seksapil, ale był też smutek, głębia, liryzm.



Kasia: Anna Mierzwa w wywiadach przyznała, że uwielbia Jędrusik. Pisała o niej nawet pracę magisterską. Jak stwierdziła zainteresowała się nią, bo ta kobieta „posiada różnych twarzy cały rejestr”.

Małgosia: Kalina Jędrusik to postać pod każdym względem wyjątkowa. Nie da się wymieniać wszystkich kontrowersji, sensacji, nieporozumień, plotek, pogłosek i złorzeczeń z jej udziałem. Ale kochamy takich nietuzinkowych ludzi, takie kolorowe ptaki.

Kasia: W spektaklu wiele takich sytuacji zostało sprytnie wykorzystanych. Wulgarne odzywki do przedstawiciela straży pożarnej w Sali Kongresowej, który usiłował ją odwieść od palenia na scenie; wolna miłość w wolnym małżeństwie ze Stanisławem Dygatem; krzyż z granatów na dekolcie podczas występu dla robotników Stoczni Gdańskiej, a potem, gdy zakazano jej dekoltów (i odsunięto od wielu występów), założenie czarnej sukni bez wcięcia pod szyją i na koniec odwrócenie się tyłem do widowni, by zademonstrować olbrzymi dekolt; wycięcie przez Andrzeja Wajdę z jego największego chyba arcydzieła, „Ziemi obiecanej”, zbyt odważnych fragmentów sceny Jędrusik z Danielem Olbrychskim w powozie, bo przecież będą na to chodzić wycieczki szkolne! I tak dalej, i tak dalej.

Małgosia: Jędrusik to aktorka na miarę największych nagród światowych. Szkoda, że taki brylant jak ona nie miał szansy zaistnieć na planach filmowych świata. Była do bólu odważna, zdecydowana rzucić się w ogień jeśli wymagała tego rola. Ale temu, że została na naszym polskim podwórku, zawdzięczamy piękne piosenki z Kabaretu Starszych Panów. Nie wiem, czy wiesz, ale Jędrusik to matka chrzestna Magdy Umer.

Kasia: Jej życie prywatne nie było do końca szczęśliwe. Małżeństwo ze Stanisławem Dygatem, co wielokrotnie podkreślone zostało w sztuce, istniało tylko na papierze, artystka miała licznych kochanków, nie potrafiła znaleźć szczęścia. Jedną z bardziej wzruszających scen spektaklu jest moment tragicznej opowieści o zmarłej córeczce i o macierzyńskim niespełnieniu. Nasza bohaterka przyciska bezradnie do siebie poduszkę, a potem zdejmuje perukę „seksbomby” i stoi przed nami bezradnie, z przylizanymi, „uklepanymi” blond włosami (Jędrusik była naturalną blondynką). Od ust odchodzi jej krecha rozmazanej szminki. Kalina Jędrusik po stracie córeczki nie miała już nigdy dzieci.

Małgosia: Od razu nasuwa się jasne skojarzenie z Normą Jeane Mortenson, czyli Marilyn Monroe, która jak twierdzą biografowie szukała prawdziwej miłości, usuwała kolejne ciąże, ale i pragnęła dziecka, skrywała jakąś niewyjaśnioną tajemnicę. Polska Monroe to Kalina.

Kasia: Spektakl obfituję w liczne aluzje. Jest np. dialog z tow. Wiesławem, który przemawia z ekranu tekstem osławionego antysemickiego przemówienia z 19 marca 1968 roku (Kalina zwraca się do niego per „Wieśku”). Gdy mowa jest o starzeniu się gwiazdy, Mierzwa nie szczędzi nam też drastycznych opowieści, np. tej o topielicy z Sekwany: gipsowy odlew jej twarzy przekształcono w nieskończoną serię gumowych masek, które służyły kilku pokoleniom adeptek i adeptów na kursach pierwszej pomocy – robili sztuczne oddychanie twarzy trupa. Z opowieści dowiadujemy się o romansie z Gąsowskim, żalu do Holoubka, ironicznym stosunku do Violetty Villas.

Małgosia: Nie żyła w próżni, była obiektem westchnień, zazdrości, nienawiści.

Kasia: Wielokrotnie podkreślano, że Jędrusik to niespełniona aktorka. Coś w tym jest, gdyż dla mnie to też przede wszystkim piosenkarka.

Małgosia: To wspaniała aktorka niewykorzystana przez polskie i światowe kino, niestety. Miała zdolności komediowe - „Lekarstwo na miłość” J. Batorego, potrafiła z niewielkiej rólki zrobić kilkuminutowe aktorskie cacko. Jej Lucy Zuckerowa z „Ziemi obiecanej” A. Wajdy była znakomita.

Kasia: Anna Mierzwa zachwyciła swoim głosem. Zaprezentowała 14 piosenek, które Jędrusik wykonywała z Kabaretem Starszych Panów. Przechodziły mnie ciarki przy każdej z nich. Aktorka śpiewała kusząco, nieustannie puszczając oko do publiczności, dyskretnie uwodząc widzów. Trzy piosenki są świetne, pod każdym względem: „Utwierdź mnie” (wyimaginowana rozmowa Kaliny z Gomułką, przemawiającym z ekranu), „La valse du mal” – z rewelacyjnym aranżem, który podkreśla dramaturgię piosenki, znakomicie oddaną przez Mierzwę. Świetnie wypada wykonany na koniec utwór „Ja nie chcę spać” do muzyki Krzysztofa Komedy - ze znakomitą wokalizą aktorki. Spektakl rozpoczyna z kolei najbardziej kojarzona z Jędrusik piosenka „Bo we mnie jest seks”.

Małgosia: 14 piosenek to spory materiał.

Kasia: Za aranżację muzyczną odpowiedzialny był Krzysztof „Wiki” Nowikow, który sam grał podczas spektaklu na gitarze. W skład zespołu wchodzili jeszcze: Mieszko Łowżył (perkusja), Stanisław Pawlak (instrumenty klawiszowe) i Piotr „Max” Wiśniewski (gitara basowa). Ich ciągła obecność na scenie była dopełnieniem spektaklu. Bohaterka grała też do nich, rozmawiała z nimi.




Małgosia: Spektakle muzyczne stały się wizytówką Nowego, dobrze przygotowane, mądre pomimo pozornej lekkości.

Kasia: W monodramie najtrudniejsze jest to, by skupić uwagę widza przez cały czas. Na scenie przecież ciągle widzimy tego samego aktora. W tym przypadku reżyserce Agacie Bzik udało się zainteresować widza przez całe 100 minut. Niewątpliwie to zasługa rozwiązań choreograficznych i technicznych. Fragmenty nagrań z czasów PRL-u, również z „prawdziwą” Jędrusik, rekwizyty – moim zdaniem świetnie został wykorzystany telefon, przez co widz miał wrażenie obecności innych bohaterów. Przede wszystkim jednak na uwagę zasługuję choreografia i gra Mierzwy. Genialna scena tańca z cieniem dłoni na długo pozostanie w mojej pamięci.



Podobała mi się też piosenka, którą bohaterka śpiewała zamknięta w telewizorze.


Scenografię Justyny Przybylskiej tworzył czerwony, pluszowy szezlong, drobna komoda, przepierzenie oraz wiszące z boku sceny, na sznurach, lustra. Mierzwa, w ciemnej peruce i w cielistej halce, zgrabnie porusza się po tym scenicznym mieszkanku, zapraszając widza do prywatnego spotkania z ikoną PRL-u. Aktorka przebiera się jeszcze dwa razy – w typową dla tamtych czasów rozkloszowaną sukienkę w grochy oraz wspomnianą już czarna suknię z ogromnym dekoltem.




Małgosia: Scenografia PRL-owskiego mieszkanka ma ogromne znaczenie w budowaniu tak wymykającej się swoim czasom postaci.



Kasia: Mierzwa rusza się cały czas, przemieszcza się po scenie, gra z publicznością, w pewnym momencie stepuje. Jest w ciągłym ruchu. (Za ruch sceniczny odpowiedzialny był Kamil Guzy). Nawet śpiewając na podłodze, przykryta folią, widzimy jak rusza nogą, wygina się zalotnie, gra całym ciałem.

Małgosia: A jak został uchwycony tragizm Jędrusik jako człowieka, kobiety?

Kasia: To najlepsza część spektaklu - opowiada o powolnym pogrążaniu się bohaterki w niebyt, przy zachowywaniu pozorów, że „się gra”, „się śpiewa”, „się mobilizuje” na kolejne występy, udając, że „wszystko jest jak należy”, Mierzwa-Kalina przywołuje starzejącą się Marlenę Dietrich, która przed kolejnymi występami na estradzie „likwidowała zmarszczki”, ściągając skórę na twarzy poprzez wbijanie szpilek pod włosy, w skórę czaszki. Potem po występie dezynfekowała głowę i pozwalała goić się ranom. Mamy tutaj też symboliczne ściągnięcie peruki, Mierzwa idealnie „dostosowuje” się do wizerunku starzejącej się diwy, która na scenie pragnie pozostać młoda. Aktorka Nowego ujawnia wtedy skalę swego talentu aktorskiego, kiedy z agresywnej trzpiotki przeistacza się w kobietę dojrzałą, ciężko doświadczoną, zepchniętą na margines. Jędrusik zawsze powtarzała: „ Niech mówią źle, niech mówią dobrze, bylebym tylko nie była przeciętna.”



Małgosia: Kalina Jędrusik została tak zapamiętana, że stała się ikoną, znakiem do wielokrotnego wykorzystania. Jej sposób śpiewania, makijaż, mrużenie oczu stały się cytatem.

Kasia: Dobrze, że o tym wspomniałaś. W spektaklu ważny jest jeszcze moment. Nie wiem, czy wiesz, ale Aleksandra Wierzbicka - spadkobierczyni „polskiej Marilyn Monroe” – zarejestrowała „Kalinę Jędrusik" w urzędzie patentowym jako znak towarowy. Mierzwa najpierw recytuje numer znaku towarowego (R-227727), po czym mówi: „Jestem obok takich produktów, jak serek o smaku straciatella i Leonardo DiCaprio o numerze CTM-001001718. W tym momencie aktorka przechodzi w dziwny sposób od opisu siebie jako znaku towarowego do opisu siebie jako sprzętu elektronicznego. Mówi o sobie, że ma „opływowy kształt” i „prosty mechanizm”. Czy wszystko jest na sprzedaż?

Małgosia: Wszystkie piosenki, pisane dla niej przez Przyborę, Wasowskiego, Osiecką opisują jej życie, jej pragnienia. Kalina wyznaje w czarno- białej stylistyce:

„Do ciebie szłam, do ciebie, mój miły,
do ciebie szłam, tyś wracał mi siły.”

„W sezonie i potem,
przed ptaków odlotem,
na wielka tęsknotę ty,
zawsze ty.”

„wciąż się na coś czeka,
na coś, co nie chce przyjść
i znów nie przyszło dziś.
Może jutro...”

a w końcu:

„Ja nie chcę spać, ja nie chcę umierać,
chcę tylko wędrować po pastwiskach nieba,
białozielone obłoki zbierać,

nie chcę nic więcej, nie chcę nic mniej.”

Kasia: Kalina Jędrusik twierdziła, że udane życie musi być narracją, spektaklem. Jej niewątpliwie takie było. Monodram Anny Mierzwy to prawdziwa uczta dla ciała i ducha.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz