Małgosia:
I co, prezent się podobał?
Kasia:
Bardzo, zawsze idealnie dobierasz film. Tak było ze „Zbliżeniem” Magdaleny
Piekorz, tak jest też tym razem. Film „Ojcowie i córki” w reżyserii Gabriele
Mucino obejrzałam z wielkim zainteresowaniem. Temat niby znany…
Małgosia:
Historia stara jak świat. Jak to dzieciństwo nas determinuje na całe życie.
Kształtuje nasze nawyki, emocje, wyposaża w zaufanie lub w nieśmiałość.
Obserwujemy historię znanego pisarza i jego córki z wręcz psychoanalityczną
drobiazgowością. Wiele tu tej psychologicznej obudowy. Jake jest załamany
psychicznie po stracie żony i leczy się psychiatrycznie. Jego córka Katie, po
latach zostaje psychologiem i chce pomagać dzieciom, ale sama nie radzi sobie z
własnymi demonami i korzysta z terapii.
Kasia:
Reżyser nie patyczkuje się z widzem. Nie próbuje uśpić czujności, omotać go
sobie wokół palca. Już w pierwszych minutach akcja nabiera tempa. Matka ginie w
wypadku spowodowanym przez Jake (czasami można się wręcz zastanawiać, czy nie
było to morderstwo w afekcie). Po tym wszystkim Jake okazuje się psychicznie
niezrównoważony, niezdolny do funkcjonowania w sytuacjach stresowych. To zaś
doprowadza do rozdzielenia go z córką.
Małgosia:
Akcja filmu toczy się równolegle w dwóch planach. Poznajemy historię Jake’a,
pisarza, który walczy o opiekę nad córką i jednocześnie zmaga się z chorobą
(stany depresyjno- maniakalne). Dokonuje wyboru i w poczuciu swej narastającej
słabości, pisze ostatnia książkę, wyznanie miłości, spadek dla ukochanej córki.
Jednocześnie towarzyszymy losom dorosłej Katie, która próbuje sobie ułożyć
życie, ale wyłączając swoją pracę i rozmowy z dziećmi, tylko egzystuje. Nie
przepracowała leków z dzieciństwa, nie poradziła sobie z poczuciem
osamotnienie. Jak twierdzi – nie potrafi kochać.
Kasia:
Myślę, że Katie nie chciała kolejny raz cierpieć. Wołała więc przelotne
znajomości, szybki seks, randki bez zobowiązań. W głębi duszy poszukuje jednak
ciepła. Takiego samego, jakiego doświadczyła od ojca.
Małgosia:
Czuję tu antyczne fatum. Córka przejmuje ból ojca i choć jej dramat (śmierć
matki, rozłąka z ojcem, śmierć ojca) dawno minął, nie potrafi stworzyć
prawdziwego związku. Rodzaj oczyszczenia się z emocji porzucenia, osamotnienia
nigdy nie nastąpiło, dopiero przyznanie się do bólu, tęsknoty i potrzeby
miłości buduje szansę dla Katie na normalne życie. Ulubiona piosenka ojca i
córki otwiera ją na przeżywanie tamtej straty.
Kasia:
Życie emocjonalne komplikuje się jeszcze, gdy Katie poznaje Camerona (Aaron
Paul) – młodego pisarza, który w gruncie rzeczy jest pewną wersją jej ojca,
tyle że potencjalnie potrafiącą jej dać to, czego tamten zapewnić mimo całej
swej miłości nie mógł. Jednak to dzięki niemu powoli otwiera się na miłość. Nie
jest to jednak łatwe, nawet podczas związku z Cameronem bohaterka idzie do
łóżka z przypadkowo poznanym mężczyzną. Cierpi, nie wie dlaczego tak zrobiła,
To bardzo przejmująca scena.
Małgosia:
Ciekawie jest zobaczyć Russella Crowe w tak całkowicie odmiennej kondycji
fizycznej. Gladiator nie boi się pokazać brzuszek i podwójny podbródek. Do tego
dochodzą aktorskie umiejętności, Crowe wciela się w człowieka chorego
psychicznie, „połykanego” przez depresję, rola jest ze wszech miar wiarygodna.
Partnerująca mu dziewczynka zasługuje na uznanie.
Kasia:
Amanda Seyfried, która wciela się na drugiej płaszczyźnie czasowej w dorosłą
córkę głównego bohatera, próbującą radzić sobie z życiem na własny rachunek,
jest również bardzo dobra. Aktorka potrafi być w tym samym ujęciu wyzywająca i
rozerotyzowana oraz jednocześnie krucha i złamana psychicznie. Wszystkie te
dylematy, tragedie i refleksje Muccino podaje jednak w formie łatwo
przyswajalnej sinusoidy emocjonalnej, która raz sprawia, że widz się przejmuje,
a innym razem pozwala mu na chwile radości, ale ani przez sekundę nie wykracza
poza przyjęte granice komedii i dramatu. Ma być szczerze, solidnie i do
przemyślenia, ale bez rzucania się komukolwiek do gardła.
Małgosia:
Film Gabrielle Muccino nazwany został na etapie marketingu „prawdziwym
wyciskaczem łez”, czy właściwie? Chyba to reklama niezbyt doceniająca widzów,
którzy mieliby tylko wyciągnąć chusteczki. Widz zostawia w sobie coś więcej niż
tylko wzruszenie, decyduje się na refleksję o sobie samym, o swoich
zależnościach z rodzicami i lękach.
Kasia:
„Ojcowie i córki" jest fajnym i szczerym obrazem o różnych życiowych
perypetiach ludzi, w których nietrudno uwierzyć. Czasami to wystarcza, żeby
seans uznać za satysfakcjonujący.
Małgosia:
Dobrze zaznaczonym wątkiem jest wątek pisarski. Jake tworzy, zapominając o
wszystkim – obowiązkach, jedzeniu, higienie. Kiedy kończy swoją ostatnią
powieść „Ojcowie i córki” skrajnie wyczerpany, nie jest w stanie powiedzieć,
czy książka jest dobra. Paradoksalnie, pisząc ją o córce i dla córki,
zaniedbuje swoje ojcowskie obowiązki. Katie nie potrafi mu tego wybaczyć.
Kasia:
Wzruszył mnie moment, kiedy Jakie „oddając się książce” przeczekał cały dzień
po szkołą córki. Czas dla pisarza nie istnieje…
Małgosia:
Twórcy postawili na pewien paralelizm sytuacji, dając widzom do zrozumienia jak
proste, naturalne sytuacje mogą nas stworzyć silnymi, pewnymi siebie ludźmi.
Nauka jazdy na rowerze – symbolicznej samodzielności powtórzona w obu planach
daje szczęście bohaterom.
Zarówno
ojciec do córki jak i Katie do swej podopiecznej mówią „Moja dzielna”. Motyw
starej piosenki nucony przez ojca i córkę pewnego popołudnia oraz odsłuchanie
tego utworu przez Katie przy barowej szafie grającej. Traumatyczne milczenie
czarnoskórej dziewczynki, podopiecznej Katie, i jej samej niemożność wyznania
„kocham”.
Kasia:
Film polecamy wszystkim, a zwłaszcza tym poszukującym szczęścia. Może jest ono
bliżej niż nam się wydaje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz