Strony

piątek, 3 sierpnia 2018

Argentyński czarny humor – film „Dzikie historie”


„Cały ten świat ma dzikość w sercu, a w głowie szaleństwo”
(David Lynch)

Film czekał w kolejce do obejrzenia od dawna. W końcu jego premiera miała miejsce w 2014 roku. Wakacyjny gorący wieczór okazał się idealnym czasem na „argentyńską komedię zemsty”.

Film to zbiór 6 niezależnych historii ludzi, którym w pewnym momencie puszczają nerwy i hamulce. Stawkę otwiera niedoceniany muzyk, który ludziom napotkanym na różnych etapach życia przygotował szczególną niespodziankę. Następnie poznajemy historię kelnerki zmuszonej do obsłużenia gangstera, który przed laty zrujnował życie jej rodziny. Mamy też westernowy pojedynek dwóch kierowców na opustoszałej szosie, skąpego inżyniera buntującego się przeciw słonym i niesłusznie przyznanym mandatom, zamożną rodzinę, która musi zmierzyć się z konsekwencjami wypadku spowodowanego przez jednego z jej członków, wreszcie pannę młodą, która w dniu ślubu poznaje skrywaną przez męża tajemnicę.



 Kiedy film ma w czołówce nazwisko Pedro Almodóvara jako producenta już można założyć, że będzie to dobra produkcja. Ale to inny sławny Hiszpan z daleka patronuje tej eksplozji czarnego humoru: Luis Bunuel i jego wyobraźnia - bezczelna, ale niewinna, tak jak niewinne są nawet najokrutniejsze sny. Dzikość – zemsta kelnerki na kliencie, podłożenie bomby, wypadek samochodowy i próba zatuszowania zbrodni, agresja dwóch mężczyzn na mało uczęszczanej drodze, katastrofa na weselu. Wszystkie historie skonstruowane w taki sposób, że po części widz rozumie bohaterów i ich motywacje. Granica między dobrem a złem powoli się zaciera. Czarna komedia? Thiller? Dramat psychologiczny? „Dzikie historie” są wszystkim po trochu.

Film skupia się na motywie zemsty (epizod w barze i na weselu), naiwności i ślepocie społeczeństwa, urzędniczych absurdach (epizod z mandatami i bombą) , manipulacji ludźmi i materializmie (próba wrobienia ogrodnika w zbrodnię). Najbardziej spodobał mi się wątek weselny, który jak u Gombrowicza pokazywał, że człowiek w obliczu silnych emocji jest w stanie przekroczyć wiele granic, nie zważając na opinie innych ludzi.



Szifrón bawi się kinem jak klockami Lego, składając z jego motywów i gatunków zgrabne miniatury. Krytycy całkiem zasadnie porównują dzieło Argentyńczyka do twórczości Tarantino, braci Cohen czy wreszcie współodpowiedzialnego za produkcję filmu Almodovara, a obecnych u Szifrona odniesień jest jeszcze więcej. Warto wspomnieć również o muzyce - Gustavo Santaolalla sprawił, że film nabiera klimatu i tempa.

Szifrón w „Dzikich historiach” kultywuje sztukę o wyzwalającej mocy, stanowiącą wentyl, przez który w sposób bezpieczny – a w tym konkretnym przypadku także bardzo efektowny – uchodzą nasze napięcia i frustracje. To jednak diagnoza brutalna – człowiek nie do końca potrafi nad sobą panować. Śmiech przez łzy, ale śmiech szczery, bo „Dzikie historie” naprawdę ogląda się z lekkością i przyjemnością.



Film przegrał walkę o Oscara z nasza polską „Idą”. Czy słusznie? Każdy pewnie ma inne zdanie na ten temat.
Kasia

Przypominam również wpis o filmie „Atak paniki” - niektórzy recenzenci porównują go do „Dzikich historii”.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz