sobota, 15 czerwca 2024

Rodzinne brudy prane na oczach widza - „Taśmy rodzinne” w Teatrze Polskim

 

Bardzo lubię, gdy teatr zaskakuje, gdy uczestniczę w spektaklu, który wywołuje całą paletę emocji. Lubię nawet, gdy jako widz czuje niepokój, a podany temat nie jest lekką rozrywką.

Takie są właśnie „Taśmy rodzinne” w reżyserii Piotra Pacześniaka w Teatrze Polskim. Punktem wyjścia do powstania spektaklu była książka Macieja Marcisza. Pacześniak zaczerpnął z niej postacie oraz toczące się między nimi konflikty, ale ostateczny kształt inscenizacji powstał przede wszystkim na podstawie improwizacji aktorskich, które odbywały się na próbach. Zarówno powieść, jak i spektakl są tworzone przez osoby urodzone bądź wychowane w latach 90. Autorzy, bazując na własnych doświadczeniach, przyglądają się krytycznie rodzinom, które skorzystały ekonomicznie na transformacji ustrojowej 1989 roku, nie szczędząc przy tym przedstawicieli żadnego pokolenia.

Scenograficzną przebudowę Malarni przygotował Łukasz Mleczak, który odpowiadał także za kostiumy. Taśmom rodzinnym towarzyszyła muzyka skomponowana przez Kubę Karasia, artystę znanego ze współpracy z Piotrem Roguckim (swoją drogą uwielbiam utwór „Kilka westchnień”) i jako połowa duetu The Dumplings, reżyserią świateł zajęła się z kolei Monika Stolarska, zaś autorami nagrań wideo są Stanisław Zieliński i Natan Berkowicz.

Zaskakująca może być już sama koncepcja spektaklu. Po wejściu do Malarnii właściwie uczestniczymy w wernisażu młodego artysty Marcina Małysa. Oprowadza nas kuratorka, częstujemy się winem, oglądamy instalacje młodego artysty. Nie zabrakło też przemówień. Wystawę komentarzem opatrzyła kuratorka, sam artysta, a później jego matka i ojciec. Powoli widz zaczyna rozumieć, jak zawiłe relacje łączą członków tej rodziny…

Radość i chęć pokazania się od jak najlepszej strony, a także przyjęcie postawy obytych w wielkim świecie ludzi sukcesu, zaczynają ustępować prawdzie. Kiedy zaprezentowana zostaje najnowsza praca Marcina Małysa, w której opowieść o traumie dzieciństwa związanej z przemocą ze strony ojca kontrastuje z archiwalnym, prywatnym filmem nagranym podczas dwunastych urodzin artysty, wszystkie skrywane pretensje wybuchają. Wybuchy te mają swoje rosnące natężenie, które w pewnym momencie przyjmuje spektakularną formę.

Widz zostaje wciągnięty w sam środek rodzinnych tajemnic, niedopowiedzeń, traum. To moment, kiedy Alona Szostak (Alicja Małys – matka) i Michał Kaleta (Jan Małys – ojciec) udowadniają swój aktorski talent. Czujemy do nich niechęć, ale zaczynamy też… współczuć.


Temat przemocy domowej został potraktowany bardzo poważnie, do tego stopnia, że w pewnym momencie kuratorka Hela Lange (świetna rola Moniki Roszko) rozdała widowni ulotki z telefonami interwencyjnymi i alarmowymi. Ale…Zaczynamy patrzeć jakoś inaczej na każdego z bohaterów. Dostrzegamy szczegóły, których wcześniej nie widzieliśmy. Rodzą się kolejne pytania, niektóre bardzo niewygodne. Dlaczego tak bardzo główny bohater pragnie sukcesu nawet kosztem innych? Czy sztuka to dla niego rzeczywiście rodzaj wyzwolenia czy raczej okazja by zabłysnąć? Czy na pewno chodzi o prawdę czy raczej o czysty finansowy zysk? Współczujemy Marcinowi, kiedy staje się zagubionym, małym chłopcem szukającym ukojenia w ramionach mamy. Ale możemy też czuć konsternację, gdy wielokrotnie, zupełnie jawnie, przyznaje, że chce osiągnąć sukces, w czym wtóruje mu jego były partner Łukasz (Alan Al - Murtatha).



Drugim tematem, który niewątpliwie może być źródłem rodzinnych frustracji są oczywiście pieniądze. Siostra głównego bohatera Magda (Aleksandra Samelczak) próbowała odciągnąć ojca od nieudanej inwestycji. W jednaj chwili rodzina traci cały majątek. Nie mają już domu, samochodów, środków, którymi ojciec próbował usprawiedliwiać swoją agresję…

Spektakl nie ma mocnego jednoznacznego zakończenia. Widz zostaje z chaosem myśli, niejednoznaczną oceną bohaterów, złością na przemoc, brak komunikacji czy pogoń za pieniędzmi. Wie, że w spektaklu nic nie było oczywiste. Bo nawet przechadzający się królik odziany w uprząż kojarzoną z seksualnymi praktykami okazuje się jedynym, który szczerze przytula Marcina Małysa.


Czy na pewno to, co dzieje się w rodzinie powinno tam zostać? Na pewno NIGDY nie powinno być zgody na przemoc. Żadną. Bo okazuje się, że z roli ofiary łatwo wejść w rolę oprawcy…

„Taśmy rodzinne” to odważna sztuka dotykająca tematu uniwersalnego — rodziny, jednocześnie zrywająca z konwenansami; z podziałem scena - widownia czy aktor - widz.

Polecam!

Kasia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz