Nie było mi nigdy dane świętować Dnia Dziadka, gdyż oboje zmarli jeszcze przed moim narodzeniem. Znam ich jednak z opowieści rodziców, w szczególności dziadka Józefa.
Nie da się ukryć, że jestem podobna
do rodziny taty. Może więc też do dziadka? Pamiętam wiele historii.
Józef Kędziora. Rocznik 1915. Kochany
tata szóstki dzieci, muzyk, multiinstrumentalista, patriota. Sam zrobił sobie
pierwsze skrzypce. Grał na weselach w zespole muzycznym i w niedzielny poranek
przywoził swoim dzieciom owiniętą w papier weselną kiełbasę i placek. Kochał saksofon, był mistrzem grania na tym
niełatwym instrumencie. Myślę, że też dla niego tata nauczył się na nim grać. Prawdziwy
patriota zaangażowany społecznie w życie miejscowości, w której mieszkał –
Kluczewa. Kochał Boga i wiarę przekazywał kolejnym pokoleniom. Co niedzielę przyjeżdżał do moich rodziców i
razem jeździli na żużel do Leszna. Nigdy nie odmawiał pomocy, gdy było trzeba
oddał rodzicom ostatni grosz. Nad życie
kochał swoje dzieci, w szczególności Romka – najmłodszego łobuza, któremu
wybaczał wszystkie psoty – nawet pomalowanie elewacji domu na czerwono. :-) Nie wstydził się uczuć, tata
często wspomina, że siedział u dziadka na kolanach. Szanował każdego, mama
uwielbiała słuchać jego opowieści o niełatwym, ale szczęśliwym życiu. Był
dumny, że ma synową nauczycielkę. Może
byłby też dumny ze mnie?
Kiedy myślę o dziadku, mimo, że go
nie poznałam, czuję ciepło w sercu. Wiem, że mogłabym na niego zawsze liczyć.
Dziadek – to brzmi dumnie!
Kasia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz