„Czarne ptaki” w Teatrze Animacji. Mój trzeci
spektakl „dla młodzieży i dorosłych” w tym teatrze. Na losy dwóch narodów
mogłam spojrzeć oczami Erica Bassa, amerykańskiego Żyda o polskich korzeniach.
Czarne ptaki, nawołujące z każdego skweru, każdego parku w każdym mieście, opowiedziały
mi historie, którą powinniśmy wysłuchać dawno temu. Bez oskarżeń, bez wytykania
winnych. Bo przeszłość dotyczy także nas, a nie wszystko jest tym, na co
wygląda. Czasem to, czego nie ma, nigdy tak naprawdę nie odeszło.
„Może to będzie historia o miłości. Albo
o przyjaźni. A może o wzajemnym zrozumieniu” – to jedne z pierwszych słów
aktorów. Dla mnie to przedstawienie o dwóch sprawach – historycznym problemie
niechęci do narodu żydowskiego (widzianego z różnych perspektyw) oraz o magii
teatru, o sile więzi aktora z teatralnym rekwizytem – w tym przypadku z lalkami
zaprojektowanymi przez Słowaczkę Evę Farkašową oraz Polki – Dagmarę Żabską i
Agnieszkę Polańską. Na potrzeby spektaklu powstały także ptaki. Henny siada na
ławce w parku, który symbolizują ustawione za jej plecami trzy drzewa, a te
przeobrażają się w wirujące czarne ptaki. Po chwili, dzięki płynnemu
zastąpieniu ptaków lalkami Żydów, doskonale wybrzmiewa metafora uwięzienia w
ciałach ptaków dusz zamordowanych Żydów.
Duże lalki Rabina z 1906 roku, kobiety z
getta z 1942 roku i dyrektora teatru lalek z 1968 roku wykonane są zaś w tej
samej technice, utrzymane w jednakowej kolorystyce, natomiast różnią je kroje
strojów, umożliwiające identyfikację czasu.
Fabularnie Eric Bass, autor scenariusza i
reżyser „Czarnych ptaków” w Teatrze Animacji, przypomina nam losy kilku pokoleń
Żydów i Polaków. W jego opowieści do Janka do Polski przyjeżdża Henny,
Amerykanka żydowskiego pochodzenia. W parku zwraca uwagę na ptaki, które chcą
jej coś przekazać. Od nich po raz pierwszy słyszy historie o pogromie
białostockim w 1906 roku, życiu w getcie w 1942 roku, exodusie polskich Żydów w
1968 roku. W spektaklu temat trudnych relacji polsko-żydowskich został podjęty
w sposób subtelny i wyważony, bez zbędnego patosu, oskarżeń czy rozliczeń.
Czas i przestrzeń poszerzają się zaś dzięki
wspmnainej już doskonałej interakcji lalki i aktora, wykorzystaniu animacji,
teatru cieni, tańca współczesnego, doskonale dobranej muzyce. Przykładem jest Rabin,
który za pomocą prostej pacynki oraz lalki cieniowej, opowiada żydowską
przypowieść o człowieku, który spotykając niedźwiedzia, traci fragment swojej
dobrej duszy, a na jej miejsce przejmuje od zwierzęcia część jego zła. Wzrusza
moment, gdy kobieta z getta zdejmuje płaszcz, przysiada skulona z zimna i zaczyna
się trząść. Wtedy lalka wydaje swój charakterystyczny dźwięk przypominający
płacz, okazuje emocje. Najciekawszym, a zarazem najefektowniejszym teatralnie i
najbardziej poruszającym fragmentem spektaklu jest taniec Henny z lalką Żydówki
z warszawskiego getta, animowaną przez dwie aktorki.
Shoshana Bass, choreografka, włączyła do
spektaklu elementy teatru tańca. Tango to najbardziej emocjonalna rozmowa bez
słów. Mocne wrażenie wywołuje fragment piosenki Tango Notturno ze słowami
Seweryna Mendelsona, którą w 1942 roku Wiera Gran śpiewała w getcie. Mocne słowa miałam w uszach jeszcze długo po spektaklu.
Niewątpliwie wszystko tu zagrało. Brawa
należą się aktorom: Juliannie Dorosz, Sylwii Cyris, Elżbiecie Węgrzyn, Fijałkowskiemu, Krzysztofowi Dutkiewiczowi, Dzięki nim lalki miały duszę, były
równorzędnymi twórcami spektaklu. Taniec i muzyka potrafiły zaś wyrazić więcej
niż słowa. Dramatyzm stosunków wielu narodów ze społeczeństwem żydowskim staje się po
tym spektaklu tematem jeszcze bardziej skomplikowanym.
Polecam z całego serca!
Kasia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz