O
tej osobie chciałam napisać już kilka razy. Moja pierwsza nauczycielka,
autorytet, osoba, przez którą sama wykonuję ten zawód, a przede wszystkim moja…
mama.
Nauczycielka
od zawsze, większość swojej kariery przepracowała
w Szkole Podstawowej w Radomierzu, w której zresztą też przez pewien czas
mieszkaliśmy. Praca zawsze była jej pasją. Brystol,
wycinane litery, stosy zeszytów, sprawdzianów, to nieodłączny element wystroju
naszego mieszkania. Mama to głowa pełna pomysłów, która nawet w wakacje
prowadziła (za darmo!) zajęcia dla dzieci. Uwielbiała swoja pracę. Pomysły,
które teraz wykorzystuję – lekturowe pudełka, zeszyty lektur, metoda światła
znane mi są właśnie od niej. Na lekcjach musiało dużo się dziać – dziecko miało
być w szkole szczęśliwe, zaangażowane, powinno (co przecież tak ważne w najmłodszych
latach) lubić do szkoły chodzić.
Wszyscy
wiedzą, że do szkoły zawsze przychodzę „obładowana”
– książki, podręczniki, pomoce, magnesy, flamastry. Tak do pracy chodziła też moja
mama, która zawsze powtarzała, że do pracy trzeba chodzić przygotowanym i nie wyobraża sobie pójść do pracy z małą
torebką. Gdzie zmieściłaby wszystkie pomoce, pudełeczka, kredki, wycinanki…
Typowa
sowa (akurat w przeciwieństwie do mnie) - najlepsze pomysły rodziły jej się w
nocy. Szkoła w Radomierzu bywała więc oświetlona i o 2 w nocy, kiedy akurat mama
przypinała nowa gazetkę.
Jej
żywioł to wydarzenia pozalekcyjne – harcerstwo, wycieczki, jasełka, konkursy.
Zawsze przygotowane perfekcyjnie. Nauczyła mnie, że zawsze warto się starać i
nie liczy się zdobyte miejsce, a wkład pracy, pokonanie swoich słabości,
dlatego każde dziecko zawsze było nagradzane i motywowane.
Uwielbiałyśmy
razem kupować przybory do szkoły. Nie mogłyśmy doczekać się końcówki sierpnia,
kiedy (każda ze swoja listą) „szalała” w sklepie papierniczym. Do teraz zresztą musimy mieć z mamą nowy piękny długopis na początek roku, a najlepiej
cały piórnik. Od razu przecież wtedy chce się uczyć.
Często mamy inne zdanie, posprzeczamy się, ale choć pewnie nie zawsze
umiem to pokazać, jest ona dla mnie największym autorytetem, nie tylko w
sprawach szkolnych. Moja
mama – Ewa Kędziora - bez szkoły nie
potrafi żyć. Zaraz po przejściu na emeryturę pracowała, by pomóc mi finansowo
na studiach. Polonistykę skończyłam już dawno temu, a mama…. od 1 marca zaczyna
pracę w nowej szkole.
Chyba
lubi uczyć – ma tak samo jak my!
Kasia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz