„Cały
ten świat ma dzikość w sercu, a w głowie szaleństwo”
(David
Lynch)
Film
czekał w kolejce do obejrzenia od dawna. W końcu jego premiera miała miejsce w
2014 roku. Wakacyjny gorący wieczór okazał się idealnym czasem na „argentyńską
komedię zemsty”.
Film
to zbiór 6 niezależnych historii ludzi, którym w pewnym momencie puszczają
nerwy i hamulce. Stawkę otwiera niedoceniany muzyk, który ludziom napotkanym na
różnych etapach życia przygotował szczególną niespodziankę. Następnie poznajemy
historię kelnerki zmuszonej do obsłużenia gangstera, który przed laty zrujnował
życie jej rodziny. Mamy też westernowy pojedynek dwóch kierowców na
opustoszałej szosie, skąpego inżyniera buntującego się przeciw słonym i
niesłusznie przyznanym mandatom, zamożną rodzinę, która musi zmierzyć się z
konsekwencjami wypadku spowodowanego przez jednego z jej członków, wreszcie
pannę młodą, która w dniu ślubu poznaje skrywaną przez męża tajemnicę.
Kiedy film ma w czołówce nazwisko Pedro
Almodóvara jako producenta już można założyć, że będzie to dobra produkcja. Ale
to inny sławny Hiszpan z daleka patronuje tej eksplozji czarnego humoru: Luis
Bunuel i jego wyobraźnia - bezczelna, ale niewinna, tak jak niewinne są nawet
najokrutniejsze sny. Dzikość – zemsta kelnerki na kliencie, podłożenie bomby,
wypadek samochodowy i próba zatuszowania zbrodni, agresja dwóch mężczyzn na
mało uczęszczanej drodze, katastrofa na weselu. Wszystkie historie
skonstruowane w taki sposób, że po części widz rozumie bohaterów i ich
motywacje. Granica między dobrem a złem powoli się zaciera. Czarna komedia?
Thiller? Dramat psychologiczny? „Dzikie historie” są wszystkim po trochu.
Film
skupia się na motywie zemsty (epizod w barze i na weselu), naiwności i ślepocie
społeczeństwa, urzędniczych absurdach (epizod z mandatami i bombą) ,
manipulacji ludźmi i materializmie (próba wrobienia ogrodnika w zbrodnię).
Najbardziej spodobał mi się wątek weselny, który jak u Gombrowicza pokazywał,
że człowiek w obliczu silnych emocji jest w stanie przekroczyć wiele granic,
nie zważając na opinie innych ludzi.
Szifrón bawi się kinem jak klockami Lego,
składając z jego motywów i gatunków zgrabne miniatury. Krytycy całkiem zasadnie
porównują dzieło Argentyńczyka do twórczości Tarantino, braci Cohen czy
wreszcie współodpowiedzialnego za produkcję filmu Almodovara, a obecnych u
Szifrona odniesień jest jeszcze więcej. Warto wspomnieć również o muzyce -
Gustavo Santaolalla sprawił, że film nabiera klimatu i tempa.
Szifrón
w „Dzikich historiach” kultywuje sztukę o wyzwalającej mocy, stanowiącą wentyl,
przez który w sposób bezpieczny – a w tym konkretnym przypadku także bardzo
efektowny – uchodzą nasze napięcia i frustracje. To jednak diagnoza brutalna –
człowiek nie do końca potrafi nad sobą panować. Śmiech przez łzy, ale śmiech
szczery, bo „Dzikie historie” naprawdę ogląda się z lekkością i przyjemnością.
Film
przegrał walkę o Oscara z nasza polską „Idą”. Czy słusznie? Każdy pewnie ma
inne zdanie na ten temat.
Kasia
Przypominam również
wpis o filmie „Atak paniki” - niektórzy recenzenci porównują go do „Dzikich
historii”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz