środa, 21 czerwca 2023

„Kilka dziewczyn. Some girl(s)”- ponowne spojrzenie…

 

Dlaczego „Kilka dziewczyn”? chciałam zobaczyć Adama Machalicę. Zobaczyłam bardzo machalicowatego w urodzie, głosie dojrzewającego aktora, który nie do końca chyba połączył się  z rolą. Trochę walczył z tekstem, trochę słabo partnerował.

Neil Labute stworzył tekst, wydawałoby się idealny dla teatru i aktualny w swej wymowie. Pytania o granice interwencji artysty w ludzkie życie, nie opuszczają nas przy pracach reporterów wojennych, ale także przy tworzeniu show telewizyjnego Stąd motyw człowieka filmu/telewizji, który próbuje ze swojego osobistego rozliczenia zrobić akt artystyczny jest całkowicie rozumiany przez widza. Ale temat wydaje mi się zmarnowany już na etapie tekstu/tłumaczenia. Sztuka wymaga pewnego stereotypowego podejścia, bowiem główny bohater musi przejrzeć się w różnych aspektach swojego życia. Stąd pojawiają się dziewczyny z różnych momentów jego dorastania i kariery i są bardzo charakterystyczne w swym wizerunku. Ale językowo właściwie poruszamy się tylko w niewielkich różnicach. Najbardziej miałki wydaje się tekst samego głównego bohatera. Czy sztukę ratują girls? Trochę tak. Wkraczają na scenę i do studia bohatera, i ściągają uwagę, także elementem wokalnym. Nowy bez piosenki to nie Nowy.



Połączenie planu sceny z planem nagrania, stale włączona kamera też nie zostało dobrze wykorzystane. Realizatorzy chcieli, by widz uwierzył w studio nagraniowe bohatera od pierwszej minuty, wpychając bohatera na scenę przed początkiem spektaklu, by uwiarygodnić przygotowania do nagrania. Cały czas mamy wrażenie, że bierzemy udział w eksperymencie jako publiczność show. Realizatorzy grają światłem podczas spektaklu, dając do zrozumienia, że bohater prowadzi podwójną grę ze swoimi byłymi dziewczynami. Jakoś traci to na sile.

Tekstowi zabrakło komediowego sznytu, tylko kilka razy publiczność zaśmiała się. Realizatorzy nie mieli zbyt wiele miejsca, by wydobyć coś więcej.

Scena nowa mniejsza rozmiarowo dała możliwość przyjrzenia się emocjom bohaterów, ale bliski kontakt z publicznością nie został wykorzystany. Oczywiście Adamowi Machalicy kibicuję i będę się przyglądać.

Małgosia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz