Małgosiu!
Kolejny
raz obowiązki sprawiły, że nie udało Ci się dotrzeć do teatru. Mam nadzieję, że
uda Ci jednak obejrzeć sztukę Agaty Baumgart, bo naprawdę warto.
Przedstawienie
„O szczytach rozpaczy i uśmiechu stewardessy” stworzone zostało na podstawie
kolażu tekstów: dwóch książek związanych z Virginią Woolf – eseju „O
chorowaniu” samej Woolf oraz „Virginia Woolf’s Psychiatric History” Malcolma
Ingrama, debiutu Ciorana „Na szczytach rozpaczy” oraz fragmentu opowiadania
Kingi Kosik-Burzyńskiej „O łapę śnieżnego niedźwiedzia”. Tytuł sztuki to
połączenie wspomnianego już tytułu dzieła Ciorana z piosenką Zbigniewa
Wodeckiego z płyty „Dusze kobiet”. W tej drugiej pojawiają się słowa: „uśmiech
stewardessy jak z prospektu, chociaż wokół czasem piekło”.
Na
scenie trzy aktorki – Dorota Abbe, Bożena Borowska – Kropielnica, Martyna
Zaremba- Maćkowska, które zagrały kolejno – stewardessę, w której śnie odbywa
się rozprawa z postawami kobiet w depresji; Virginię Woolf - wybitną pisarkę,
zazwyczaj kojarzoną z feminizmem i nowatorskim używaniem strumienia świadomości
w swojej prozie, rzadziej z depresją i zaburzeniami afektywno-dwubiegunowymi,
na które najprawdopodobniej cierpiała oraz Justynę Kowalczyk, nazywaną w
spektaklu – Mistrzynią. Połączyło ich jedno – wszystkie chorowały właśnie na
depresję i…. długo nikt tego nie rozumiał.
Dominuje właściwie tylko jeden rekwizyt – wielka trampolina, która stanowi jakby
odskocznię od problemów. W międzyczasie na ekranach telewizora wyświetlona
zostaje parodia reklamy nowego, bardzo silnego leku na depresję: wenlafaksyny,
Hasło brzmi: „Jestem tak szczęśliwa, że pocę się jak świnia" (znanym
skutkiem ubocznym antydepresantów jest wzmożona potliwość ciała).
Ciekawym
zabiegiem jest też scena, kiedy widzimy wykresy (zdublowane czytaniem tych
samych danych przez Woolf) dotyczące zależności między nasileniem objawów
choroby a twórczością pisarki, co miało być ilustracją zaprzeczenia tezie, że ból
duszy wpływa pozytywnie na twórczość.
Przejmujący okazał się też moment, kiedy Kropielnicka wykonuje piosenekę Tercetu
Egoztycznego „Dance, czyli conga, bonga i cabasa” , który rozpoczyna
słowami: „Czego nigdy nie zrobiłaby Virginia Woolf…”.
Wszystkie
te zabiegi odbyły się w zgodzie z podtytułem użytym w przedstawieniu -
filmowej technice „found footage”, polegającej głównie na połączeniu i nadaniu
nowego sensu zdaniom, które nigdy razem nie padały.
Wystawienie
sztuki współautorstwa Agaty Baumgart i Michała Pabiana na Scenie Trzeciej
Teatru Nowego w Poznaniu jest efektem zwycięstwa tej inscenizacji w czerwcowej
trzeciej edycji „Sceny Debiutów". Muzykę do niej skomponował Filip
Szymczak, a scenografię stworzyły: Kaja Gawrońska i Karolina Ochocka.
Twórcy
wielokrotnie podkreślali, że stworzyli tę sztukę, by depresję w końcu traktować
jak normalną, a jednocześnie ciężką chorobę. Sami zresztą na nią chorują. Do teraz chorzy na nią ludzie
słyszą najczęściej: „weź się w garść” i nie otrzymują konkretnej pomocy. Koniec
końców artyści tacy, jak Virginia Woolf, Kurt Cobain, Ernest Hemingway, Elliott
Smith, David Foster Wallace, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Sándor Márai i wielu
innych, fascynują nas nie tylko tym co pisali i tworzyli, ale także swoimi
życiorysami i tragiczną śmiercią.
Wiesz
co powiedzieli uczniowie? Stwierdzili, że to jeden z najlepszych spektakli,
jaki widzieli! Chyba nie masz już wątpliwości, by go obejrzeć!
Kasia
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł.
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam na takim przedstawieniu, ale jak najbardziej sama depresja nie jest niczym przyjemnym i na pewno warto jest z nią sobie jakoś radzić. Osobiście mogę polecić każdemu uczęszczanie do psychologa http://www.terapiapoznan.pl/ gdzie na pewno nie zostaniemy bez pomocy.
OdpowiedzUsuń