Matoda zmiany miejsca. Praktykuję, pochwalam, namawiam!
W czasach M2 i M3 trudno było o kawałek przestrzeni do nauki. Zawłaszczyłam sobie dziurę w tzw. półkotapczanie (wszyscy urodzeni w PRL - u wiedzą, że po otwarciu półkotapczanu robi się w głębi zadaszona wnęka) i jego ściankę. Do tej „dziury” przepowiadałam wszystkie definicje i trudne zagadnienia, a na ściance zapisywałam wzory, daty, by tuż przed zaśnięciem, widzieć je i utrwalać.
Efekt
przynosiła także zmiana miejsca. Kuchnia przed zlewem podczas niedzielnego
zmywania. Szum wody skutecznie zagłuszał moje ustne powtórki. Łazienka! Czy to
kwestia małego ciasnego pomieszczenia, czy złudzenie izolacji przed
domownikami, czy inny rodzaj rozchodzącego się dźwięku… Nie wiem, ale działało
w skali M3.
Moi
uczniowie przyznali się, że uczą się w ogrodzie przy domu, zwłaszcza w jesieni
i zimie, w garażu podczas prac porządkowych, na podjeździe przy myciu
ojcowskiego samochodu. Konieczność zmusza ich także do powtarzania materiału w
autobusie, tramwaju, podczas jazdy do szkoły.
Obserwuję
także na lekcjach poszukiwania przez nauczycieli nowych miejsc do łatwego
zapamiętania materiału. Analiza wierszy na łonie natury w pobliskim parku,
interpretacja fraszki J. Kochanowskiego „Na lipę” w alei lipowej na osiedlu,
obiady czwartkowe Jana Poniatowskiego w szkolnej stołówce. To zaobserwowane
przykłady z mojej szkoły, na pewno działają. Ich dodatkowym atutem jest powiązanie
tematyki z miejscem, stworzenie pamięciowego haka.
W
tym momencie mówienie o idealnym miejscu do nauki, organizowanie tego miejsca
jest absurdalne. Jest na świecie 10 szkół, które prowadza nauczanie w
najbardziej nietypowych miejscach: w River Plate w Buenos Aires na stadionie, w
chińskiej wiosce Miao w Guizhou w jaskini. Niech nasze miejsca do nauki
zmieniają się, by wspierać zapamiętywanie.
Małgosia
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz