Małgosia:
To nie będzie mój ulubiony…
Kasia:
Poznańska Rodzinka do złudzenia przypominała dobrze wszystkim znaną z ekranów
kin „Rodzinę Addamsów”, która w 1991
roku podbiła serca widzów na całym świecie…
Małgosia:
Czarny humor, który zachwycił widzów na całym świecie, w Poznaniu dostał
polskiego kolorytu, ze względu na tłumaczenie nawiązujące do realiów naszego
kraju.
Kasia:
Niewątpliwie brawa dla aktorów pierwszoplanowych. Maciej Ogórkiewicz w roli
Gomeza, Anna Lasota jako Motricia, Ewa Kłosowicz i Maciej Zaurski jako sprawcy
całego zamieszania, czyli zakochani Wednesday i Lucas. Świetny był Patryk
Kośnicki jako Fester, a moją ulubienicą okazała się Alice, czyli Jolanta
Litwin-Sarzyńska. Publiczność do łez potrafiła rozbawić babcia, w którą
wcieliła się Jolanta Wyrzykowska. Trochę „przezroczysty” i bez wyrazu był dla
mnie Jarosław Patycki w roli Mala, natomiast u Pugsley’a, czyli Łukasza
Dyngosza, przeszkadzała mi jego niewyraźna artykulacja.
Małgosia:
Widzimy tych aktorów w kolejnych rolach i chyba to mi zaczęło przeszkadzać.
Para Kłosowicz – Zaruski to zbyt oczywisty wybór, pobrzmiewały echa
„Footloose”. Doceniam aktorów Muzycznego i tu mieli okazję poprzez specyficzny
temat musicalu ukryć się w charakterystycznych rolach Adamsów, a jednak w
głosie Ogórkiewicza słyszałam Wielebnego z „Footloose”. Z całą pewnością to, co
jest atutem Muzycznego – głosy i sceny zbiorowe i tym razem były na wysokim
poziomie, choć scen zbiorowych było jakby mniej niż w ostatnich produkcjach.
Cały zespół jednak spisał się na medal.
Kasia:
Nasz ulubieniec - Jakub Grzelak znów w
formie. Nie sposób było go nie zauważyć - w końcu, jako fotograf, wystąpił też w pierwszej scenie.
Małgosia:
Bardzo cenię w Muzycznym, że widz słyszy każde słowo w piosence, która jest
wizytówką musicalu.
Kasia:
Zabrakło mi też utworu, który nuciłabym po wyjściu z teatru. Choć nie mogę zaprzeczyć, że powtarzalne co jakiś czas w
spektaklu kawałki, nie wpadały w ucho.
Małgosia:
„Rodzina Addamsów” nie ma takiej melodycznej siły rażenia jak inne musicale.
Jej mocą jest ten czarny humor, charakterystyczne postaci – a to udało się
zespołowi zrealizować.
Kasia:
Sama fabuła opowiedziana jest zwięźle, a na scenie miesza się dreszczyk emocji
z czarnym humorem (Oj, babcia raz przesadziła:-)). Na scenie oglądamy historię
upiornej rodzinki mieszkającej na bagnach w starym, wiktoriańskim zamku.
Głównymi bohaterami opowieści są Gomez i Morticia, których córka Wednesday,
zwana księżniczką ciemności, dorasta i zakochuje się w uroczym chłopaku
imieniem Lucas. Prosi ojca, aby zachował to w tajemnicy przed swoją ukochaną
żoną. Wszystko zmieni się pewnego wieczoru, kiedy przy jednym stole spotkają
się obie rodziny pochodzące z dwóch różnych światów…
Małgosia:
„Rodzina Addamsów”, jak to jednak zwykle bywa, kończy się „happy endem”.
Oczywiście w ich stylu – wyjazd do rynsztoku do dla bohaterów największa
nagroda.
Kasia:
W pamięci utkwiła mi myśl Motrici: „Normalność to iluzja. To, co dla pająka
jest normalnością, dla muchy będzie bestialstwem…” Coś w tym jest.
Małgosia:
Myślę, że nasze małe „ale” wynika przede wszystkim z tematyki, samego formatu.
Reżyseria, choreografie, kostiumy – tu wszystko zagrało. Popkultura przeplatała
się choćby w zróżnicowanych strojach, które jednak wpasowały się idealnie w
klimat całości.
Kasia:
Spektakl mogą obejrzeć całe rodziny (dzieci od 13 roku życia), co również jest
sukcesem, bo takich spektakli wciąż brakuje. Teatr Muzyczny pod tym względem
staje na wysokości zadania – mamy ostatnio choćby „Madagaskar” i „Footloose”.
Małgosia:
Chyba o to chodzi – o szukanie różnych możliwości i pozyskiwanie zróżnicowanego
widza.
Kasia:
Mam nadzieję, że proporcje w doborze repertuaru będą jednak wyrównane…
Małgosia:
A aktorom Muzycznego życzymy kolejnych wyzwań!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz