niedziela, 6 października 2019

„Dziewczynka z/za przyszłość boli tylko raz” – mocny spektakl Zaniewskiego w Teatrze Nowym

„(…)gdyby jednym z was był bóg
zmienić by coś jeszcze mógł
czy od razu by go zgniótł
wasz ekologiczny dług (…)  

Spektakl, o którym ciągle myślę. Zapadające w pamięć sceny, monologi, dialogi. Rozwiązania reżyserskie (ukłony dla Mariusza Zaniewskiego – kawał dobrej roboty Jacku Soplico!), muzyka, fragmenty choreografii (Krystyna „Lama” Szydłowska), kostiumy (Marta Śniosek – Masacz), piosenki (właśnie przeczytałam, że ich autorem jest sam reżyser) – wszystko pozostało w mej głowie, „trawi” się, wzbudziło refleksję.

„Każdy ma jakiegoś bzika
każdy jakieś hobby ma
ja mam w Azji niewolnika
ciuchy szyje mi raz dwa”.

Spektakl kończy się, kiedy bohaterowie uruchamiają dźwignię (wajhę) autorefleksji i świadomej konsekwencji. Taką autorefleksją jest dla mnie cały spektakl.




Zaniewski napisał na swoim portalu społecznościowym, że fragment z „Meczu o wszystko” Dona DeLillo najlepiej opisuje ten kawałek teatru: „jest wiele gadania o wielu różnych rzeczach”. To gorzka prawda o współczesności. O tym, że zbliża się wielka katastrofa ekologiczna, którą wszyscy lekceważą. Mowa tu o wadach kapitalizmu, wyzysku ludzi, śmieciach, plastiku, cierpieniu zwierząt. Bardzo dużo miejsca poświęcono współczuciu i miłosierdziu, swoją rolę znalazł Bóg, a część wydarzeń osadzona jest w niebie. Przedstawienie kipi zresztą od aluzji biblijnych, aż w końcu Bóg (Maciej Hązła) zyskuje ludzkie ciało (na dodatek menela – żebraka) i wskrzesza trzy ofiary społecznej znieczulicy - Dziewczynkę z zapałkami - DzzZę (Malina Gohes), pakistańskiego chłopca pracującego w fabryce dywanów - Ikebala (Jan Romanowski) i nastolatka-samobójcę - Krolewicza (Dawid Ptak). Pod wodzą Sierżanta Świni (Łukasz Schmidt) przeprowadzają oni szereg symulacji ilustrujących stan umysłowy współczesnych ludzi. Paradoks, ironia, czarny humor. Bez patosu i gotowych rozwiązań. Wymownie zdeformowane drzewko bonsai staje się symbolem natury zniewolonej przez człowieka.

Mistrzowska była dla mnie scena rozgrywki w „Życiopol” - bazującej na zasadach „Monopoly” planszówce, która obnażyła zasady rządzące dzisiejszą gospodarką, prawem, polityką. Śmiech przez łzy. Klasa!

Wszyscy aktorzy wykonali kawał świetnej roboty. Malina Gohes – absolwentka mojego ukochanego STA to kandydatka na wielką gwiazdę. Tempo spektaklu, ilość tekstu (momentami bardzo specyficznego), który musieli opanować aktorzy, fragmenty wokalne. Naturalność w ruchach, swoboda z rekwizytami – cała piątka aktorów sprawiła, że zapamiętam ich nazwiska, które zawsze będą kojarzyły mi się z rolami w tym właśnie spektaklu. Jan Romanowski będzie dla mnie Ikebalem bardziej niż Panem Tadeuszem. :-)



Faktem jest, że kilka scen wydało mi się niepotrzebnych, przydługich. Ale to też przywilej premiery. Zaniewski stwierdził nawet, że „druga generalna będzie tak naprawdę pierwszą generalną, która odbędzie się w dzień trzeciej generalnej, która odbędzie się w tym samym dniu”. Z drugiej strony wszystko miało to „coś”. Nie nudziłam się ani przez moment. Po wyjściu miałam poczucie, że to spektakl dla inteligentnych – po pierwsze liczba aluzji literackich, filmowych, kulturowych, politycznych; po drugie wspomniana już autorefleksja – nie da się nie pomyśleć o świecie i jego problemach.

Końcem świata w „Dziewczynce z/za przyszłości…” okazuje się brak zrozumienia i empatii. Miłosierdzie okazują tylko maszyny. „Nie chcesz zła – nie rób zła”. Szkoda, że to nie takie łatwe!



Mam nadzieję, że spektakl wejdzie do stałego repertuaru Teatru Nowego. Zasługuje na to!



Kasia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz