poniedziałek, 18 listopada 2019

Umęczona Polska Agaty Biziuk



Byłam wbita w krzesło przez całe przedstawienie. „Za – Polska” w Teatrze Animacji naprawdę potrafi wstrząsnąć. Agata Biziuk bez kompromisów i bez owijania w bawełnę obnażyła jedną z największych wad Polski – męczennictwo. A u Polaków - zapalczywość, kłótliwość, arogancję i zwyczaj zamiatania problemów pod dywan. Ironia, sarkazm, dosadność. To słowa klucze spektaklu.

Spektakl to dyskursywny kolaż, korzystający z obiegowych opinii, cytatów z klasycznej polskiej dramaturgii (Gabriela Zapolska, Stanisław Wyspiański), przetworzonych symboli i stereotypowych diagnoz.

Świetni byli aktorzy - Mariola Ryl-Krystianowska, Elżbieta Węgrzyn, Mateusz Barta (dobrze zapowiadający się młody aktor) i Piotr Grabowski.  Polska to kobieta ubrana w kostium łączący elementy ludowe ze strojem żałobnym. Już przed przedstawieniem witała widzów chlebem i solą. Jej postać łączyła w sobie naiwność, wiarę w swoje dzieci, ale też ból i rozczarowanie. Podobnie jak początkowo towarzyszący jej chłopiec, który wyśmiany przez cyników nazywających go frajerem, porzuca idee walki o ojczyznę.



Czworo aktorów wcielało się w różne role. Spektakl był bardzo dynamiczny. Maksimum akcji na niewielkiej przestrzeni, świetna scenografia Mariki Wojciechowskiej. Pomiędzy ustawionymi naprzeciw siebie dwoma częściami widowni znajdował się niewielki okrągły podest, nad którym widać było  rozświetlony – i przyozdobiony czerwonymi wstążkami jak wiejska kapliczka – napis WONDER WHEEL (diabelski młyn z naszego piekiełka). W czterech rogach przestrzeni scenicznej stały małe blaszane kościoły, w których Polacy rzucali oskarżenia na innych i wykrzykiwali swoje racje. Sceniczna wizja Polski dopełniona została przez zobrazowane ruiny pamięci – walające się resztki i pamiątki i godło ze zdechłym, przybrudzonym ptakiem Na podłodze niczym śnieg pełno papierów, które pod koniec spektaklu okazały się wytworem niszczarki. Tak łatwo wszystko zniszczyć…

Długo w głowie analizowałam scenę,  kiedy o władzę nad narodem (we wspomnianych blaszanych kościołkach) modlą się osoby reprezentujące wszystkie opcje i stronnictwa. Tym razem: monarchista, liberał, anarchista i minimalista, każdy przekonany, że tylko jego poglądy mogą zbawić ten kraj. Jakie to współczesne. Jesteśmy przecież po jednaj kampanii wyborczej, przed nami następna.
Pojawiło się nawet  pojęcie (dla mnie nowe) ultrakrepidarianizmu, czyli tendencji do wypowiadania się na tematy, o których nie ma się pojęcia. Każdy z nas na pewno spotkał taką osobę, która zna się  (tzn. jej się tak wydaje) na wszystkim.




Bardzo o ciekawa okazała się też scena metateatralna, kiedy aktorzy – rozładowując trochę napięcie – stwierdzili, że lalkarz może więcej. Trochę w myśl zasady „błaznowi króla więcej się wybacza”.  Choć w spektaklu nie ma za wiele elementów lalkowych, to  te użyte są bardzo dosadne. Animowane lalki (niegdyś) białych orłów przypominały sępy z dziobami pełnymi wilczych zębów. Dowódcy narodowych zrywów i trybuni ludowi okazały się zaś pacynkami.


Co jakiś czas usłyszeliśmy też piosenki w wykonaniu chóru chłopięcego. Klasyka, banał każdej szkolnej akademii. Bo o Polsce trzeba  przecież patetycznie…

„Idzie Polska ścieżką krzywą” to zdanie powracające jak refren podczas całego spektaklu. Ojczyzna okazała się zdenerwowana, poharatana, umęczona. Czy jesteśmy w stanie to zmienić? Niestety to bardzo trudne….

Kasia

PS Na widowni pojawił się Zenon Laskowik, z którym miałam okazję chwilę porozmawiać. Powiedział: „O tym samym mówiłem, występując na scenie, o tym też pisze Tokarczuk”.
Polska męczenniczka, Polska  ma już dość.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz