Zrozumiałam,
że mam w domu pierwszaka - szkolniaka,
kiedy podczas wieczornego czytania, leżąca w swoich ulubionych pościelach Nadia
zgłosiła się jak do odpowiedzi.
Wyciągnięta do góry ręka z dwoma paluszkami
dotykała ściany i obrazka z żyrafą. Nawet moje pedagogiczne doświadczenie
zrobiło duże oczy, a rodzona córka
zapytała:
- Proszę
Pani, a detektyw Pozytywka ma żonę?
Detektyw
Pozytywka mrugnął do mnie porozumiewawczo z okładki właśnie czytanej książki, a
Grzegorz Kasdepke zachichotał z autorskiego zdjęcia.
Stało się,
infekcja szkołą nastąpiła po dwóch tygodniach od kontaktu ze źródłem zapalnym.
Dziecko nie boi się wielkich korytarzy, uśmiecha się do podwieszonej pod
sufitem Pipi Pończoszanki, wymusza
szantażem „zapisanie na tańce i piłkę koszykową”. I teraz myli własną matkę ze
swoją panią wychowawczynią, która zaczyna przepychać się ze mną w tej małej
główce, walcząc o autorytet. Niestety,
ta infekcja będzie miała swoje kolejne
etapy. Nadia pokocha swoją szkołę, swoją panią i swoją klasę.
Komentarz
rodzicielski
Obawy
rodzica są jak najbardziej zrozumiałe. Czy dziecko sobie poradzi? Czy nie
zagubi się w nowych realiach, obowiązkach, wymaganiach?
„Jeszcze nie
jest gotowe” – najczęściej mówią rodzice… „wszystko dobrze, ale emocjonalnie…”
Jesteśmy
odpowiedzialni za te emocje. Jeśli my wyrażamy nasze wątpliwości, mamy pełne
niepokoju miny, gdy pada hasło „szkoła”, nasze dziecko też utrwala swoją
niegotowość, strach…
Jeśli tylko
pozytywnie nastawimy się do nowej roli naszej pociechy, uwolnimy się od obaw,
sześciolatek wejdzie z lekkością i werwą do swojej szkoły. Nawet nie zauważymy
jak wciągnie się w szkolną rzeczywistość.
A wtedy
możemy nawet poczuć zazdrość, jak to my - rodzice schodzimy na drugi plan!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz