Kasia:
Widziałaś film Lumeta z 1957 roku ? Duszny dzień, upał, niewielka sala,
niecierpiąca zwłoki sprawa do rozwiązania, dwunastu przysięgłych mających wydać
wyrok, kłótnie, niezgody, zmiany decyzji, napięcie... To wszystko pozostaje w
pamięci jeszcze na długo po napisach końcowych. Przed nie lada wyzwaniem
postawił się zatem Radosław Rychcik, chcąc swoją reżyserską wizją przenieść
film na teatralne deski.
Małgosia:
Zaczęło się od teatru telewizji Reginalda Rose,
a na jego podstawie Sidney Lumet nakręcił głośny film, który już na zawsze
zapadł w pamięci widzów
Dorównanie filmowej rzeczywistości nigdy nie jest proste, tym bardziej jeżeli przychodzi mierzyć się z tak popularnym, docenionym dziełem, którego kluczem jest trzymająca w napięciu fabuła. Spektakl historii nie zmienia, ale podejmuje próbę teatralizacji kameralnej historii. Scenografka, Anna Maria Karczmarska, postawiła na minimalizm i prostotę - na scenie widzimy jedynie 12 ustawionych rzędem mikrofonów i linię krzeseł w głębi. Drobne ożywienie i nieco zaskakujący punkt stanowi zawieszony u sufitu pokaźnej struktury doberman.
Dorównanie filmowej rzeczywistości nigdy nie jest proste, tym bardziej jeżeli przychodzi mierzyć się z tak popularnym, docenionym dziełem, którego kluczem jest trzymająca w napięciu fabuła. Spektakl historii nie zmienia, ale podejmuje próbę teatralizacji kameralnej historii. Scenografka, Anna Maria Karczmarska, postawiła na minimalizm i prostotę - na scenie widzimy jedynie 12 ustawionych rzędem mikrofonów i linię krzeseł w głębi. Drobne ożywienie i nieco zaskakujący punkt stanowi zawieszony u sufitu pokaźnej struktury doberman.
Kasia:
Ale to nie to ma tutaj grać. Nie na darmo przecież na scenie pojawia się
dwunastu doskonałych aktorów, którzy niezaprzeczalnie są gwiazdami tego
spektaklu, pokazując się od tej najlepszej strony - Michał Kocurek, Grzegorz
Gołaszewski, Tomasz Nosinski, Zbigniew Grochal, Mariusz Zaniewski, Mariusz
Puchalski, Tadeusz Drzewiecki, Mateusz Ławrynowicz, Wojciech Deneka, Andrzej
Lajborek, Cezary Łukaszewicz i Janusz Andrzejewski. Choć z pozoru ujednoliceni,
ubrani w identyczne czarne garnitury, każdy nadaje swojej postaci
charakterystyczne cechy, odróżniając ją tym samym od reszty. I tak oto mamy
przed sobą galerię charakterów, z właściwymi sobie zachowaniami i przywarami,
zebranych w jednym miejscu, aby pomimo wszystko dojść do zgody i konsensusu.
Małgosia:
To oni wytwarzają napięcie. Ich ruch sceniczny miał zdynamizować spektakl.
Widać, że Rychcik boi się o uwagę widza. Czyżby miał wątpliwości czy widzowi
wystarczy dobry tekst i dwunastu dobrych
aktorów? Urywanym krokiem, stukotem butów dynamizuje akcję. Nabija rytm
spektaklu, ale spojrzenie, zatrzymanie, gest i głos zanikają
niestety w tym chaosie.
Kasia:
To nie przypadkowa reżyseria, aktorzy perfekcyjnie odtwarzają partyturę kroków…
Atmosfera przyduszonej sali sądowej udziela się całej widowni i niepokój
przysięgłych kumuluje się, by wybuchać krzykiem, płaczem, histerycznym
śmiechem. Gniewna dwunastka wypełnia cały obszar sceny tak bardzo, że jakikolwiek
rekwizyt czy dodatkowa scenografia byłaby zbytecznym ciężarem.
Małgosia:
Mnie najbardziej podobały się sekwencje bardziej statyczne z kilkakrotnym
głosowaniem sędziów, czy też bardzo dobra scena pokazu noża sprężynowego
zagrana przez Mariusza Zaniewskiego.
Kasia:
Radosław Rychcik zbudował swój spektakl w taki sposób, że widz wchodzi w niego
całkowicie. Siedzi jak zahipnotyzowany w teatralnym siedzeniu, wiedziony głosem
i działaniami aktorów, odkrywając razem z nimi kolejne aspekty i meandry
sprawy. I zapomina o całym świecie na tyle, że nawet znajome zakończenie i tak
zaskakuje.
Małgosia:
Nie opuszcza mnie po raz kolejny
przekonanie o grze zespołowej, o współpracy pokoleniowej. Na scenie widzimy
aktorów różnej kondycji, doświadczenia i sprawności fizycznej. Ich pojedyncze potencjały składają się na
energię całego przedstawienia.
Kasia:
Nie dziwi wcale, że „Dwunastu gniewnych ludzi” to bardzo doceniony poznański
spektakl. Odwiedził on nawet prestiżowy festiwal „Boska Komedia” w Krakowie,
prezentujący co roku najlepsze przedstawienia minionego sezonu.
Małgosia:
Jedno jest pewne – spektakl pokazuje jak blisko nam do stereotypowego
postrzegania świata i ludzi, jak schematycznie oceniamy. Jeśli włączymy
myślenie, mamy szansę wydostać się z zaklętego kręgu etykiet, szablonów i
masek.
Kasia: To nie tylko sądowa zagadka…
PS W spektaklu uczestniczyli też członkowie koła „POPkulturalne rozmowy..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz