„Trudno
tak razem być nam ze sobą
Bez
siebie nie jest lżej”
słowa utworu wykonywanego przez Edytę Bartosiewicz i Krzysztofa Krawczyka bardzo pasują mi do spektaklu „Analfabeci” spektaklu na Scenie STA.
Łukasz
Chrzuszcz – siła napędowa spektaklu (reżyseria, opracowanie muzyczne,
scenografia i reżyseria świateł) zabrał widzów w fascynującą i skomplikowaną
podróż w głąb ludzkich pragnień, namiętności, nieprzepracowanych problemów.
Każdy bohater pojawiający się na suto zakrapianej imprezie skrywa głębokie pragnienie
bycia zauważonym i pokochanym takim, jakim jest. Pary (a może raczej jedna para
w wielu odsłonach) po rozwodzie szuka nowych relacji, namiętności,
zainteresowania. Czy jednak można zbudować coś na kłamstwie? Na oszukiwaniu
innych, a przede wszystkim samego siebie? Kim naprawdę jest mężczyzna udający
macho i kobieta, która postanawia nie dać poznać, jak bardzo brakuje jej byłego
partnera?
Warto
podkreślić, że przy pracy nad spektaklem
pomagał psycholog, co jeszcze bardziej uwiarygadnia przekaz. Emocje są tutaj
prawdziwe – złość, agresja, czułość, namiętność, nienawiść, pożądanie, zazdrość
– cała gama ludzkich uczuć, które pod wpływem alkoholu (który leje się
strumieniami) buzują w człowieku ze zdwojoną siłą. Słowa, słowa, słowa – ranią, dają ukojenie,
rozśmieszają, wzruszają. Niewątpliwie jednak rozmowa - szczera, choć czasami trudna - to klucz do dobrego związku.
Studio
Sztuki Teatralno Aktorskiej STA (miejsce, do którego lubię wracać) robi
naprawdę dobre spektakle. Cała obsada (Magdalena Wilczyńska, Beata
Rogowicz-Kubiak, Joanna Szlendak, Joanna Szajkowska, Konrad Goździor, Iza
Klosowicz, Katarzyna Lewczycka, Marysia Dymarczyk, Rafał Miaskowski, Remigiusz
Skorupka, Marta Elsner, Jagoda Jakubowska, Anna Besler) swoją naturalnością sprawiła,
że „Analfabeci” to spektakl, który zostaje w pamięci. Jestem przekonana, że
wielu, śmiejąc się ze stereotypowych dowcipów czy kolejnych kłótni, w głębi czuło
ukłucie w serce i refleksje nad własnym związkiem.
Każdego
dnia mijamy się z najbliższymi: spotykamy w sypialni na szybki seks lub w
kuchni na szybką kolację. Udając, że trzymamy rękę na pulsie, pośpiesznie
wymieniamy informacje i biegniemy dalej. Nie wiemy, co nęka partnera, co u
dzieci. Zamiast rozmowy dla uspokojenia sumienia wystarczy nam znajomość faktów
– jaki stopień z klasówki, jak poszło zebranie, co słychać u przyjaciółki.
Nakarmieni danymi czujemy się uspokojeni. Tymczasem więzi międzyludzkich nie
można traktować tak samo jak wieczornych wiadomości. To, co robimy sobie i
innym, zamienia nas w emocjonalnych analfabetów. Okazuje się bowiem, że do
bycia szczęśliwym nie wystarczy wykształcenie, bycie naukowcem zafascynowanym
podróżami w kosmos. Wystarczy natomiast szczerość, akceptacja siebie i drugiej
osoby, otwartość na swoje
pragnienia. Bez tego nie da się żyć,
kochać i być kochanym. Tyle, że to nie przychodzi łatwo, tego trzeba się uczyć.
Po prostu. „Analfabeci” to bardzo dobry spektakl, a jego mocą jest to, że jest
po coś, że zostaje, że gdzieś kłuje.
Zdjęcia @Szymon Kavka- Kavka Photography
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz