Małgosia: Dawno, dawno temu, w
odległej galaktyce, kiedy w kinie nie sprzedawano popcornu i coca-coli „Gwiezdne
wojny” były jak wycieczka do baśniowego świata, kolorowej czasoprzestrzeni a
jednocześnie czarno-białego systemu wartości.
Epizody
IV-VI obejrzeliśmy jako dzieci i nastolatkowie po kilka razy, zawsze uciekając
w ten sposób od szarzyzny PRL-u. Na to, co
na ulicach, w sklepach i w mediach nie mieliśmy wpływu, na walkę z Tyraństwem Imperium wydawało się, że
mamy. Tak zrodził się najbardziej kultowy film w dziejach kina. „Gwiezdne wojny" to typowa space opera – podgatunek fantastyki naukowej koncentrujący się wokół
romantycznych przygód, podróży międzygwiezdnych i kosmicznych bitew, w którym
głównymi wątkami są konflikt międzyplanetarny i osobiste przeżycia bohaterów.
Kasia: Po
dziesięciu latach od premiery „Zemsty Sithów" ponownie udajemy się do
odległej galaktyki. Siódmy epizod to inny film niż dotychczasowa kultowa saga Lucasa. Widać, że to produkcja zrealizowana przez fana dla fanów, z
szacunkiem, klasą i pasją. Moc się przebudziła, a ten, kto się obawiał, że tak
się stanie, może odetchnąć z ulgą.
Małgosia:
Ale nie efekty liczą się najbardziej, te, które już w poprzednich epizodach urosły do informatycznego
geniuszu, dziś już tak nie dziwią. Liczy się prosta historia, ci nieidealni, błądzący bohaterowie, którzy muszą odszukać swą
tożsamość, uwierzyć w siebie i pokonać pokusę w samych sobie, ich
towarzysze-roboty i komizm przeplatający się z dramatyzmem.
Czy „Przebudzenie
mocy" spełnia te warunki, kultowej serii ? Wydaje się, że tak. Znowu zgodnie z konwencją space opery
błądzimy ścieżkami zapomnianych planet, gdzie współegzystują ze sobą różne rasy
i nacje. Znowu obserwujemy jak trudno
jest odnaleźć swoją tożsamość, pogodzić się z przeznaczeniem i podążyć za nim.
Nie wystarczy mieć MOC, trzeba ją w sobie zaakceptować i umieć wykorzystać. Z
sentymentem szukamy na ekranie Hana Solo, Leili, wzruszamy się w scenie
ostatniej, patrząc w oblicze dojrzałego Luka Skywalkera. Na pierwszy plan
wychodzi Rey, której tajemnica nie jest jeszcze odkryta, a która rozumie, że
jest częścią sztafety „jasnej strony mocy”. Z nikomu niepotrzebnej
zbieraczki złomu staje się nadzieją Republiki na przebudzenie mocy. Samotność
bohaterki jest typowa dla wszystkich bohaterów sagi bez względu na to, po jakiej
stronie mocy stoją. Padme Amidala, Anakin Skywalker, Leia i Luke mają w sobie ten bezgraniczny smutek, który
jest także częścią Rey. I to jest w nich najciekawsze, zaangażowanie w walkę
MOCY obarczone jest wewnętrznym wypaleniem lub osobistą porażką. Słodko-gorzki
smak dominuje w większości epizodów tej historii.
Kasia: „Przebudzenie Mocy" to
przykład, że Kino Nowej Przygody nie umarło i na nowo przeżywa swój renesans. I
tak jak kiedyś, i tym razem zostajemy wrzuceni w środek kosmicznej zawieruchy i
walczymy ze złem, a nasza wyobraźnia zostaje pobudzona, jakby trafił w nas
silny elektryczny impuls.
Małgosia:
„Przebudzenie mocy” na pewno znajdzie poszukiwaczy błędów, malkontentów, ja nie
będę burzyć tej baśni w swej głowie. Niech trwa wraz z charakterystyczną
muzyką, efektami i bohaterami. Niech rozgwieżdżone niebo galaktyki trwa nad
naszymi głowami.
Kasia: Dumny Yoda byłby! :)
Małgosia:
Niech moc będzie z Wami…
Kasia i Małgosia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz