Kasia:
„Moje córki krowy” to niezwykły film. Opowiada o rodzinie, chorobie, śmierci,
siostrzanej relacji. Dramat z elementami komedii. Trochę taki śmiech przez łzy.
Małgosia:
Lubimy takie filmy… Jak się tak można uśmiać i nawzruszać, zastanowić, znowu
uśmiechnąć i znowu roztkliwić.
Kasia:
Film nie ma jednak nic wspólnego z tanim ekshibicjonizmem i telenowelą. Jest w
nim za to pełne akceptacji i humoru spojrzenie na sztafetę pokoleń, w której
każdy sam prędzej czy później musi wziąć udział.
Małgosia:
Fabułę reżyserka Kinga Dębska zaczerpnęła ze swojego życia i zresztą swoim
rodzicom dedykuje film – napis „rodzicom” pojawia się na czarnym ekranie po
ostatniej scenie. Czujemy przez cały film,
że rodzice – dzieci to trudne relacje, tak samo toksyczne, co
inspirujące. Ten film mówi o akceptacji swego pochodzenia, o akceptacji trudnej
więzi z rodzicami.
Kasia: Marta (Agata Kulesza) i Kasia (Gabriela
Muskała) są siostrami, chociaż nikt by się specjalnienie zdziwił, gdyby
okazało się, że któraś z nich ma innych rodziców. Kobiety dzieli absolutnie
wszystko. Pierwsza jest aktorką grywającą w podrzędnej telenoweli, gdzie
partneruje jej łysy amant z nieświeżym oddechem, a do tego samotnie wychowuje
już pełnoletnią córkę (Maria Dębska). Marta jest postępowa i nowoczesna, w
kościele pojawia się jedynie na ślubach i pogrzebach oraz wychodzi z założenia,
że jak ktoś komuś coś, to choć niewiele, ale zawsze, dlatego chętnie obdarowuje
lekarzy i pielęgniarki w szpitalu rozmaitymi prezentami.
Małgosia:
Kasia to przeciwieństwo Marty, chodząca neuroza – opiekuje się rodzicami,
mieszka w domu rodzinnym, jest nauczycielką w szkole podstawowej, a jej mąż
Grzegorz (Marcin Dorociński) to bezrobotny leń, który najchętniej wyjechałby za
chlebem do Anglii, ale kobieta nie rozwiedzie się z nim, bo lepszy taki niż
żaden.
Kasia:
Siostry pozornie są skłócone, ale w chwili próby – gdy niemal w tym samym
momencie zachorują rodzice (Małgorzata Niemirska i Marian Dziędziel) – będą
musiały połączyć siły. W końcu w pewnym momencie będą zdane już tylko na
siebie.
Małgosia:
Taka „z życia wzięta” historia może wydawać się banalna, ale wbrew pozorom,
scenariusz jest przemyślany i zbalansowany. Dębska z lekkością łączy wysokie z
niskim, tragedię z komedią. Samo życie? I tak, i nie, bo przecież siła tej
rewelacyjnej tragikomedii polega na doskonałym opanowaniu rzemiosła filmowego,
umiejętności mówienia lekko o sprawach trudnych, nie wspominając o dialogach.
Aktorzy…
Kasia: Dużym, jeśli nie największym atutem
filmu Kingi Dębskiej są aktorzy, którzy nie mieli łatwego zadania - wszyscy
spisali się na medal. Pierwsze skrzypce gra w półtonach Agata Kulesza jako
gwiazda seriali, która w życiu chowa się za maskami.
Małgosia:
Nie napisałabyś nic złego o Kuleszy… Obie ją kochamy. Jak zwykle nie bała się
brzydoty na ekranie, mocnych zbliżeń. Jej rola nie jest skoncentrowana tylko na
reakcji na chorobę i śmierć rodziców. Gra kobietę do bólu samotną, która nigdy
nie potrafiła stworzyć bliskiej relacji,
związku z mężczyzną.
Kasia:
Świetnie poprowadzona jest też postać Gabrieli Muskały - wrażliwej do bólu,
histerycznej młodszej siostry jak z Almodovara - w duecie z jej mężem granym
przez Marcina Dorocińskiego, który niewiele mówiąc, perfekcyjnie wcielił się w
komediową rolę głupiego Jasia, budzącego śmiech, gdy tylko pojawia się na
ekranie.
Małgosia:
To porównanie do Amodovara jest uzasadnione. Kalejdoskop scen i nastrojów jest
różnorodny. Mamy typowe sceny szpitalne, seans oczyszczający uzdrowicielki,
kościelne zatracenie, obcisłe spodnie bohaterki, drinki w dłoniach, awantury i
płacze. Almodavar po polsku, ale czyż taka sytuacja jak ciężka choroba nie
wyzwala właśnie tak skrajnych uczuć i scenerii. Wpisuje się w ten tragikomiczny
obraz Marian Dziędziel..
Kasia:
Rewelacyjnie zagrał - rubaszny i plebejski, ale zarazem czuły dla swojej żony i
córek, które nazywa tytułowymi „krowami”.
Małgosia:
Sama powiedziałaś po wyjściu, że gdyby tak zagrał De Niro w amerykańskim
filmie, rola byłaby uznana za oskarową.
Kasia:
Owszem.
Małgosia:
Dziędziel buduje swą postać z drobiazgów, naciąga na nić koraliki. Słodycze je
jak dziecko, do żony w śpiączce mówi troskliwie „Niuniek”, nad stołem kreślarskim pozostaje
profesjonalnym architektem, w stołówce szpitalnej prosi o „tatara i lufę”,
śmieje się jakby nie zdawał sobie sprawy z guza w głowie. To świetnie napisana
rola i świetnie zagrana.
Kasia: A jakiś minus? No może plakat filmowy – wygląda jak reklama serialu „Na dobre i na złe”:)
Kasia: A jakiś minus? No może plakat filmowy – wygląda jak reklama serialu „Na dobre i na złe”:)
Małgosia:
A mnie zaintrygował początkowy napis: „Ze specjalnym udziałem Marcina
Dorocińskiego”. Specyficzna rola, aktor tworzy tło dla Muskały i Kuleszy, ale
jakże to ważne dopełnienie rodzinnego obrazu.
Kasia
i Małgosia: „Moje córki krowy” to świetnie wyreżyserowana i zagrana
tragikomedia o tym, że dorosłość osiągamy dopiero po śmierci rodziców. Obecność
w kinach obowiązkowa.
Film ma naszą rekomendację.
Małgosia: No, ale musimy iść na
„Dziewczynę z portretu”… Zapowiada się super…
Kasia: Pójdziemy!
Po takiej profesjonalnej i ciekawej recenzji mam ochotę obejrzeć ten film. Pozdrawiam obie Panie 😃 a szczególnie kuzynke Małgosie.
OdpowiedzUsuń