Jeśli ktoś z nas jeszcze myślał, że baśnie to opowiastki o księżniczkach i smokach - Teatr Nowy w Poznaniu skutecznie wybił to z głowy. Spektakl „Baśń dla wkur…onych” to teatralna petarda, którą koło „POPkulturalne rozmowy…” zakończyło swój sezon w naprawdę mocnym stylu.
Już sam tytuł zdradza, że nie
będzie słodko. I faktycznie - zamiast lukru dostaliśmy brud, gniew, absurd i
humor, który trafia w punkt. To była jazda bez trzymanki przez emocje,
frustracje i współczesne lęki. Bez nadęcia, za to z pazurem i szczerością,
której w teatrze czasem brakuje.
Przestrzeń sceniczna
majstersztykowo oddaje uczucie „bycia we wnętrzu” - dosłownie. Według Juliusza
Tyszki z portalu teatralny.pl, scena przeradza się w… układ pokarmowy z jelitami wijącymi się przed
widownią. Ta silna metafora wprowadza groteskę i partię absurdalnego poczucia
bycia „we wnętrzu” - docierając do sedna współczesnych nastrojów.
Czworo Every postaci (trzy kobiety
i mężczyzna - Dorota Abbe, Edyta Łukaszewska, Martyna Zaremba Maćkowska, Tomasz
Mycan) przejawia desperację i bezsilność, próbując zbudować swoją tożsamość w
świecie, który ich „połyka”. Każdy monolog - od egzystencjalnych rozważań,
przez celne komentarze do absurdarum (zwierzęca egzystencja grzybów,
eschatologia, sztuczna inteligencja) - eksploruje ich wewnętrzny chaos.
Wkraczają kolejne postaci: alter
ego Every contemporary mana (włączone AI, wykonujące gesty tai chi/baletowe) i
Prastwór Pereput - zielony, topless, syrenowaty - która zamyka spektakl,
symbolicznie „rodząc” rodzaj pierwotnej baśni w wizualnie hipnotycznym finale.
Całość przybrała formę groteski,
kabaretu i fekalnej metafory, ale moim zdaniem coś poszło nie tak. Za dużo
konceptów, za słaby ład - trudność oglądu, brak kontrapunktów, rytmicznych pauz
- sprawiły, że wydźwięk przeszedł obok głębszego odbioru.
Mimo to publiczność nagrodziła spektakl wielkimi oklaskami - jako estetyczne i zaangażowane, choć nie do końca przepracowane artystycznie dzieło.
Wielkie uznanie też dla twórców
spektaklu. Malina Prześluga napisała tekst, który nie boi się mówić wprost,
celnie punktując nasze współczesne frustracje. Piotr Ratajczak w reżyserii
postawił na rytm, energię i emocje. Marcin Chlanda odpowiadający za
scenografię, kostiumy, światło i wideo stworzył przestrzeń mocną wizualnie, ale
nienachalną. Muzykę przygotowała Anna Stela, a choreografię - Arkadiusz Buszko.
Dla koła „POPkulturalne rozmowy…”,
które polega na wspólnym oglądaniu i rozmawianiu o tym, co dzieje się w
kulturze, to był idealny finał sezonu. Bo nie tylko zobaczyliśmy coś mocnego,
ale też mieliśmy o czym rozmawiać po wyjściu z teatru. A przecież o to właśnie
chodzi.
Zakończyliśmy sezon z przytupem. Do
zobaczenia po wakacjach!
Kasia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz