poniedziałek, 30 czerwca 2025

„Baśń dla wkur…onych” - spektakularne zakończenie sezonu w Teatrze Nowym

 

Jeśli ktoś z nas jeszcze myślał, że baśnie to opowiastki o księżniczkach i smokach - Teatr Nowy w Poznaniu skutecznie wybił to z głowy. Spektakl „Baśń dla wkur…onych” to teatralna petarda, którą koło „POPkulturalne rozmowy…” zakończyło swój sezon w naprawdę mocnym stylu.

Już sam tytuł zdradza, że nie będzie słodko. I faktycznie - zamiast lukru dostaliśmy brud, gniew, absurd i humor, który trafia w punkt. To była jazda bez trzymanki przez emocje, frustracje i współczesne lęki. Bez nadęcia, za to z pazurem i szczerością, której w teatrze czasem brakuje.

Przestrzeń sceniczna majstersztykowo oddaje uczucie „bycia we wnętrzu” - dosłownie. Według Juliusza Tyszki z portalu teatralny.pl, scena przeradza się w… układ pokarmowy z jelitami wijącymi się przed widownią. Ta silna metafora wprowadza groteskę i partię absurdalnego poczucia bycia „we wnętrzu” - docierając do sedna współczesnych nastrojów.

Czworo Every postaci (trzy kobiety i mężczyzna - Dorota Abbe, Edyta Łukaszewska, Martyna Zaremba Maćkowska, Tomasz Mycan) przejawia desperację i bezsilność, próbując zbudować swoją tożsamość w świecie, który ich „połyka”. Każdy monolog - od egzystencjalnych rozważań, przez celne komentarze do absurdarum (zwierzęca egzystencja grzybów, eschatologia, sztuczna inteligencja) - eksploruje ich wewnętrzny chaos.



Wkraczają kolejne postaci: alter ego Every contemporary mana (włączone AI, wykonujące gesty tai chi/baletowe) i Prastwór Pereput - zielony, topless, syrenowaty - która zamyka spektakl, symbolicznie „rodząc” rodzaj pierwotnej baśni w wizualnie hipnotycznym finale.

Całość przybrała formę groteski, kabaretu i fekalnej metafory, ale moim zdaniem coś poszło nie tak. Za dużo konceptów, za słaby ład - trudność oglądu, brak kontrapunktów, rytmicznych pauz - sprawiły, że wydźwięk przeszedł obok głębszego odbioru.

Mimo to publiczność nagrodziła spektakl wielkimi oklaskami - jako estetyczne i zaangażowane, choć nie do końca przepracowane artystycznie dzieło.

Wielkie uznanie też dla twórców spektaklu. Malina Prześluga napisała tekst, który nie boi się mówić wprost, celnie punktując nasze współczesne frustracje. Piotr Ratajczak w reżyserii postawił na rytm, energię i emocje. Marcin Chlanda odpowiadający za scenografię, kostiumy, światło i wideo stworzył przestrzeń mocną wizualnie, ale nienachalną. Muzykę przygotowała Anna Stela, a choreografię - Arkadiusz Buszko.

Dla koła „POPkulturalne rozmowy…”, które polega na wspólnym oglądaniu i rozmawianiu o tym, co dzieje się w kulturze, to był idealny finał sezonu. Bo nie tylko zobaczyliśmy coś mocnego, ale też mieliśmy o czym rozmawiać po wyjściu z teatru. A przecież o to właśnie chodzi.

Zakończyliśmy sezon z przytupem. Do zobaczenia po wakacjach!

Kasia



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz