poniedziałek, 24 listopada 2025

Konfrontacja z ikonami, które sami stworzyliśmy - „Proces umartwionych” na Scenie STA

 

W „Procesie Umartwionych” Kacper Krzyżosiak - odpowiedzialny za reżyserię i scenariusz - zaprosił mnie do świata, w którym nie da się ukryć własnego oddechu. Tutaj każdy gest drży, każda pauza ma ciężar, a każde spojrzenie odsłania więcej, niż bohaterowie chcieliby przyznać. I choć śmiechu było sporo, śmiesznie jednak nie było.

Spektakl na Scenie STA pokazuje zło, które nie jest abstrakcją. Ma twarz, historię, puls. Na scenie, w roli oskarżonych pojawiają się figury kultury masowej - Freddy Krueger - psychopatyczny morderca dzieci z serii horrorów „Koszmar z ulicy Wiązów”, Michael Myers  - morderca z serii fimów „Haloween”, Ghostface - fikcyjny bohater, morderca i główny antagonista horrorów z serii „Krzyk”. Nie zabrakło ikony popkultury Michaela Jacksona, któremu sława przyniosła również ciągłe oskarżenia. Postacie te to jednak nie groteskowe maski, lecz cienie epoki, odbicia naszych zbiorowych obsesji, lęków i fascynacji. To symbole, które kultura najpierw stworzyła, potem wyniosła, a ostatecznie… osądziła.


To właśnie z tą kulturą - z nami samymi - konfrontują się bohaterowie spektaklu. Emocjonalna precyzja przedstawienia jest w dużej mierze zasługą zespołu twórców. Scenografia i kostiumy Magdaleny Wilczyńskiej budują przestrzeń, w której bliskość widza z aktorem staje się niemal intymna, a jednocześnie niepokojąca. Producent telewizyjnego show, w którym braliśmy udział, jest wśród publiczności, czasem mówi do siebie, żywo reaguje. Światło prowadzone przez Natalię Zawrot nie tylko oświetla, lecz odsłania - to światło jak skalpel, wyciągające prawdę z mroku, często ostre, często przerażające i budujące napięcie. Muzyczne opracowanie Krzysztofa Preyera wibruje emocją i nie pozwala odetchnąć z ulgą, a choreografia Natalii Jaeschke nadaje ciałom napięcie równocześnie kruche i potężne. Projekcje wideo Katarzyny Zakrzewskiej dopowiadają to, czego słowa nie śmią wypowiedzieć, wprowadzają w klimat show, podprogowo już na samym początku czułam ze zapowiedż show ro zapowiedż tego, że wydarzy się coś złego.


Ale to przede wszystkim aktorzy niosą sedno tego spektaklu. Natalia Jaeschke, Wiktoria Żukowska, Olimpia Ogrodowicz, Cezary Cichoń, Mateusz Nguyen, Franciszek Paszyński, Krzysztof Preyer i Adrian Delikta tworzą emocjonalną konstrukcję, która trzyma widza w ciągłym napięciu. Grają tak, jakby każde wypowiedziane zdanie było próbą ocalenia samego siebie. Jakby to, co umarło, próbowało jeszcze raz przemówić ich głosem. Sprawdzają się w roli komediowej, jak i scenach budujących niepokój, kiedy oskarżając twarze z horrorów, sami w nim uczestniczymy. Dewotka zamienia się w oprawce, oskarżeni w ofiary, a producent w groźnego przestępcę i mordercę.


„Proces Umartwionych” to próba zajrzenia tam, gdzie zwykle odwracamy wzrok: do miejsc, w których rodzą się nasze pragnienia i nasze potwory. To zaproszenie do konfrontacji z ikonami, które sami stworzyliśmy, i z pytaniami, których najchętniej nigdy byśmy nie zadali. Czy da się oddzielić dobrych od złych? Czy telewizja pokazuje prawdę? Kto jest odpowiedzialny za strach, ból, pustkę? Odpowiedzi, choć nieoczywiste w tym spektaklu się pojawiają. Nikt nie jest bez winy. Każdy ma w sobie cząstkę zła – katoliczka, psycholożka, prowadząca. Każdy.

Spektakl mocny, dobrze zagrany, dynamiczny. Lubię tu wracać - na Scenę STA.

 

Kasia

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz