Kiedy
pojawia się nazwisko Streep na plakacie zaraz rusza giełda oskarowa. Tym razem
mamy do czynienia ze świetną robotą aktorską, talentem komicznym aktorki, ale
to z pewnością nie jest rola życia.
Doceniam,
że Streep przyjmuje role lżejsze, zabawne, groteskowe, ale w filmie Stephena
Frearsa „Boska Florence” nie ąc St. Claire’a jako najpierw godzącego się na
układ mężczyznę, potem prawdziwie kochającego męża. Streep na pewno udowodniła,
że ma pomysł na postacie przerysowane, pewne słabostek, tików, o bogatej
powierzchowności. Zaraz przypomina mi się „Julie i Julia” Nory Ephron.wydaje mi
się najlepsza. To Hugh Grant łączy w swej roli komizm z tragizmem, pokazując St. Claire’a jako najpierw godzącego się na układ mężczyznę, potem prawdziwie
kochającego męża. Streep na pewno udowodniła, że ma pomysł na postacie
przerysowane, pewne słabostek, tików, o bogatej powierzchowności. Zaraz
przypomina mi się „Julie i Julia” Nory Ephron.
Dramat
Florence do dramat schorowanej, niespełnionej w macierzyństwie kobiety, która
uwierzyła w swój dar i postanowiła śpiewać dla coraz większego audytorium.
Dramat St. Claire’a to dramat człowieka, który wybrał z wyrachowania dziwaczkę
na żonę, pomagał jej realizować marzenia, starając się nie angażować uczuciowo
w ten związek, a nawet się nie spostrzegł jak stała się ona dla niego jedynym
spontanicznym, szczerym elementem życia. Grant przeprowadził widza przez tę
drogę, będąc wiarygodnym organizatorem mistyfikacji, ale i czułym mężem.
Zaskoczył mnie tą kreacją.
O
czym jest ten film? O odwadze spełniania marzeń? O tym, że śpiewać każdy
może? O tym, że sami decydujemy, co
słyszymy, czym się przejmujemy? O kłamstwie? O prawdzie?
Małgosia
Uwielbiam
„Boską!” Andrzeja Domalika z K. Jandą, W. Zborowskim, K. Tkacz, M. Stuhrem. I
tak już zostanie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz