czwartek, 26 września 2019

Edukacja to relacja


 Profesorowi Jackowi Pyżalskiemu,

taka dedykacja mogłaby zaczynać każdy mój post, bowiem wiele rzeczy napisałam w oparciu, pod wpływem i z inspiracji Jacka Pyżalskiego. Jest on najbardziej praktycznym z teoretyków pedagogiki, nosicielem historii o tak zwanych trudnych uczniach i podpowiedzi jak sobie z nimi poradzić.  Warto czytać jego publikacje, ale najlepiej „brać” Pyżalskiego w pakiecie bezpośrednim: głos, charakterystyczna składnia i słownictwo, mimika i gestykulacja  - na wykładzie, podczas wystąpienia konferencyjnego. Zawsze warto, nawet jeśli znamy już treść, temat wystąpienia.

Co jest charakterystyczne dla jego przemyśleń… Otóż to, że każdy nauczyciel, który go słucha, zgadza się z nim w 100 % i ma kilkanaście własnych przykładów na postawione przez niego tezy. Z sali słychać: „ No właśnie”, „ że też wcześniej na to nie wpadłem…”, „ miałem taki przypadek…”


Dziś podzielę się swoim przeżyciem, które przyszło mi do głowy, kiedy profesor Pyżalski omawiał rolę pochwały w motywowaniu i przedstawiał piramidę „czarnej owcy”. Nie będę tu opisywać swoich zmagań z  motywowaniem „trudnych” uczniów, chcę podzielić się refleksją na temat tego jaki wpływ ma ich zachowanie ma grupa, miejsce i okoliczności.


Każdy nauczyciel miał w swojej pracy  takiego ucznia, który wymykał się wszelkim standardom, lekceważył polecenia, regulaminy, traktował szkołę z przymrużeniem oka, wchodził i wychodził jak chciał. Często był arogancki, zbuntowany i nieprzyjemny. Trudno takiego ucznia polubić. Staje się to, co Pyżalski nazywa naturalną separacją. Nauczyciel izoluje się od ucznia. Tymczasem, jak twierdzi Pyżalski (ja też), jedyną szansą jest relacja. Miałam takiego ucznia i moje nastawienie do niego zmieniło się od jednej sytuacji, którą przyniosło życie.


Jak na złość wymieniony przeze mnie uczeń zdecydował się iść z całą klasą na przedstawienie teatralne. Nie przedstawienie repertuarowe, tylko edukacyjne na bazie jakiejś lektury, proponowane przez objazdowy teatr edukacyjny. Pierwsze zdziwienie przeżyłam w momencie zbiórki, bo zobaczyłam białą koszulę, wyczyszczone buty i uczesane włosy mojego łobuza. Kiedy dotarliśmy na miejsce okazało się, że różne klasy z różnych szkół zostały zebrane na jednej sali i poziom zachowania był różny. Godzina rozpoczęcia spektaklu była bliska. Mój ulubieniec był coraz bardziej nerwowy, ale panował nad sobą. Siedział cichutko na swoim miejscu i łypał oczami. Kiedy zaczęły do nas dobiegać jakieś k…. rzucane z okolicznych rzędów obsadzonych przez inne szkoły, zaczęliśmy być świadkiem odwijanych śniadań  i otwieranych puszek mój uczeń nie wytrzymał. Przedarł się o kilka miejsc do mnie i wysyczał przez żeby: „Proszę Pani, ja tego nie wytrzymam, niech Pani tylko powie, a ja im dam nauczkę!”.  Musiałam go uspokajać, że nie warto, że mają swoich nauczycieli. Trzęsło go mocno.  Ktoś ich tam próbował spacyfikować,  a oni zachowywali się agresywnie i pyskowali nauczycielom. Kiedy gasły światła usłyszałam krótkie: „ Jak Panią zaczepią, to nie ręczę za siebie…”. Nie pamiętam spektaklu, patrzyłam tylko, żeby nikt na mnie nie spojrzał krzywo. Mogło dojść do bójki.

Ale od tego momentu polubiłam mojego buntownika. Narodziła się relacja, a relacja, zdaniem Jacka Pyżalskiego i moim, to najlepszy sposób motywacji.

Małgosia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz