Kiedy usłyszałam, że Teatr Muzyczny pracuje nad spektaklem o Irenie Sendlerowej długo zastanawiałam się, jak słynący z gorących i energicznych musicali Muzyczny, przedstawi przejmującą historię o kobiecie ratującej żydowskie dzieci w czasie II wojny światowej. Dostałam jednak olśnienia – gdzie, jak nie na tych deskach. W końcu w budynku teatru mieścił się „poznański Pawiak”, w którym gestapo torturowało Polaków.
Podświadomie
czułam, że nie mam się czegoś obawiać, bo Muzyczny ma w sobie dojrzałość, klasę
i wyczucie. Nie zawiodłam się. Zresztą skoro spektakl wyreżyserował Brian Kite,
dziekan Wydziału Teatru, Filmu i Telewizji UCLA, choreografem została Dana
Solimando, mająca na swoim koncie współpracę przy wielu broadwayowskich
produkcjach, libretto napisali Piotr Piwowarczyk i Mary Skinner, muzykę skomponował
Włodek Pawlik, jedyny polski zdobywca nagrody Grammy, a autorem piosenek jest
Mark Campbell, laureat nagród Pulitzera i Grammy, mogłam być pewna, że spektakl
będzie prezentował wysoki poziom.
Aktorzy – klasa sama w sobie. Wybór Oksany Hamerskiej do roli Sendlerowej wydawał mi się oczywisty. Aktorka potrafiła zagrać i ogromną empatię, emocjonalne huśtawki, ale i stanowczość bohaterki. Kiedy piosenki wykonywał Radosław Elis, wcielający się w rolę Adama, miałam dreszcze.
Wszyscy
aktorzy „weszli” w swoje role. Pani Grinberg (Anna Lasota) - mama Icka, musiała
podjąć najtrudniejszą decyzję, jaką może podjąć matka. Magda (Joanna Rybka –
Sołtysiak), łączniczka okazała się czasem arogancką, ale wyjątkowo dojrzałą
nastolatkę. W historii pojawiła się też uwodzicielska Jaga, pomysłodawczyni
akcji pomocy żydowskim dzieciom, Jan - szef Ireny i Jagi, Jurek,
szmalcownik, nie zabrakło wątku Janusza Korczaka. Wszyscy mieli swój udział w tym, by
historia „Sprawiedliwej wśród Narodów Świata” pokazana została z różnych stron.
Wielkie brawa dla aktorów dziecięcych – rola Icka (Piotr Hamerski) dojrzała, przemyślana,
„przepracowana”.
Piękna muzyka z ogromnym przekazem, dopracowane kostiumy i jak zwykle robiąca cuda z niewielką przestrzenią scenografia sprawiły, że oglądałam „Irenę” wbita w fotel, a wszystkie drobne niedopracowania okazywały się niezauważalne. Anna Chadaj (kostiumy) i Damian Styrna (scenografia) pokazali zresztą klasę już w „Kombinacie”, a tutaj potwierdzili, że znają się na tym, co robią.
Jadąc dziś na do teatru zastanawiałam się również, jak spektakl o II wojnie światowej będzie odebrany w kontekście wojny w Ukrainie. Teraz już wiem, że to przedstawianie potrzebne, bo nie chodzi w nim o wojnę, ale o pomaganie, o bycie człowiekiem w trudnych czasach.
Brawa
na końcu oczywiście należały się aktorom, ale myślę, że przede wszystkim były
dla „Anioła Warszawy” – Ireny Sendlerowej.
Kasia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz