czwartek, 7 kwietnia 2016

O pierwiastku męskim w kobiecie, o pierwiastku żeńskim w mężczyźnie! - „Spowiedź szaleńca" w Teatrze Polskim


Na całych jeziorach - Ty
O wszystkich dnia porach –Ty
(A. Osiecka)

Kasia: Znowu Teatr Polski mnie zaskoczył i to od pierwszych minut!

Małgosia: Jeszcze nie w sali, już nie na ulicy, korytarz teatralny został miejscem Strinberowskiej ekspozycji. W roli bohatera i przewodnika po tym świecie - Przemysław Chojęta, wchodzi i  jak gdyby nigdy nic, siada na parapecie i zaczyna opowiadać. Nie do końca wiadomo, czy jeszcze mówi do nas aktor, czy już bohater Strindberga, na podstawie książki którego powstał scenariusz spektaklu „Spowiedź szaleńca".


Kasia: Ale wiadomo o czym będzie - o kobiecie!

Małgosia: Nie! O mężczyźnie! Nie! O pierwiastku męskim w kobiecie, o pierwiastku żeńskim w mężczyźnie!

Kasia: Intrygująca ślubna suknia na aktorze. Chojęta ściąga  ją i maluje na ciele kreski oddzielające poszczególne jego części, oznacza je numerami. Pod każdą z cyfr kryje się jakaś historia z jego związku. Ich kolejność jest przypadkowa - to widzowie je wybierają. To zaciekawia, każe się zastanawiać, do jakiego finału prowadzi powolne ich odkrywanie, czy losowy porządek ma znaczenie w kontekście opowieści o związku dwojga ludzi.




Małgosia: Pod numerami kryją się wspomnienia, jak w życiu, zabawne, zaskakujące, migawki, obrazy, sceny, które już za chwilę przeistoczą się w oniryczny film towarzyszący aktorowi w tle sceny.

Kasia: Ale coś się jednak zmienia, bo nastrój szczęścia, sentymentalne wspomnienia znikają w scenie oddania moczu przez aktora i….. spektakl zostaje na moment przerwany.

Małgosia: Widzowie zostają poproszeni o przejście do małej sali nieopodal. To już ewidentnie pokój szaleńca powyklejany zdjęciami kobiet, rysunkami i notatkami. Na scenie krzesła, czajnik elektryczny.

Kasia: Po chwili poznajemy kolejne wspomnienia bohaterów, a emocje stają się coraz gwałtowniejsze. Mężczyzna żali się, że partnerka go wykorzystywała, traktowała (i karmiła) gorzej niż swojego psa, zdradzała z innymi mężczyznami, przyjaciółkami, a nawet pokojówką.

Małgosia: Tragizm przeplata się z komedią, autoironia z groteską. To zdecydowanie najlepszy fragment monodramu. Układa się w spójny komunikat: od czułości do wściekłości, od wściekłości do tkliwości…

Kasia: Aktor, w drugiej części rozluźniony w odtwarzaniu skrajnych uczuć, jest wiarygodnym szaleńcem. Realizuje konsekwentnie plan „gry” z publicznością. Tu zada jakieś pytanie, mrugnie okiem, tu chrząknie znacząco, gdy czajnik się wyłączy, czy poprosi o przestawienie ławki – rekwizytu na scenie…



Małgosia: Na uwagę zasługuje świetnie przetłumaczony tekst, momentami potoczny, momentami erotyczno-poetycki.

Wenus z jędrnymi piersiami i mocno zarysowanymi biodrami - normalna kobieta, która czeka na swego mężczyznę, pewna triumfu piękna! Ale to nie była ona! Junona, ta płodna kobieta, ta płodna samica, która tarza się na połogowym łożu, pyszniąc się tak zwanymi wstydliwymi częściami swego wspaniałego ciała. To także nie ona! A może Minerwa, sufrażystka, ta stara panna, która ukrywa swe płaskie piersi pod męską zbroją? Wykluczone!

Kasia: Wiele jest w tym momencie propozycji teatralnych, mniej lub bardziej komercyjnych, które próbują przedstawić słodko-gorzkie relacje między kobietą a mężczyzną. Siłą tego spektaklu jest powstrzymanie się od kategorycznych ocen. Opowiadającym jest zraniony mężczyzna, ale widzimy w nim wiele słabości, wad, zagubienia.

Małgosia: W spektaklu schematyczne społeczne role się odwracają, kobieta jest uzurpatorem, demonem, katem, a mężczyzna zrzędliwą, zagubioną, słabą istotą. Ale tylko wobec siebie mogą się określić, tylko w poszukiwaniu siebie widzą sens życia.

Kasia: Ciekawy spektakl, oby takich więcej…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz