środa, 31 stycznia 2018

„Boska Florence” na zimowy wieczór


Kiedy pojawia się nazwisko Streep na plakacie zaraz rusza giełda oskarowa. Tym razem mamy do czynienia ze świetną robotą aktorską, talentem komicznym aktorki, ale to z pewnością nie jest rola życia.

Doceniam, że Streep przyjmuje role lżejsze, zabawne, groteskowe, ale w filmie Stephena Frearsa „Boska Florence” nie ąc St. Claire’a jako najpierw godzącego się na układ mężczyznę, potem prawdziwie kochającego męża. Streep na pewno udowodniła, że ma pomysł na postacie przerysowane, pewne słabostek, tików, o bogatej powierzchowności. Zaraz przypomina mi się „Julie i Julia” Nory Ephron.wydaje mi się najlepsza. To Hugh Grant łączy w swej roli komizm z tragizmem, pokazując St. Claire’a jako najpierw godzącego się na układ mężczyznę, potem prawdziwie kochającego męża. Streep na pewno udowodniła, że ma pomysł na postacie przerysowane, pewne słabostek, tików, o bogatej powierzchowności. Zaraz przypomina mi się „Julie i Julia” Nory Ephron.




Dramat Florence do dramat schorowanej, niespełnionej w macierzyństwie kobiety, która uwierzyła w swój dar i postanowiła śpiewać dla coraz większego audytorium. Dramat St. Claire’a to dramat człowieka, który wybrał z wyrachowania dziwaczkę na żonę, pomagał jej realizować marzenia, starając się nie angażować uczuciowo w ten związek, a nawet się nie spostrzegł jak stała się ona dla niego jedynym spontanicznym, szczerym elementem życia. Grant przeprowadził widza przez tę drogę, będąc wiarygodnym organizatorem mistyfikacji, ale i czułym mężem. Zaskoczył mnie tą kreacją.

O czym jest ten film? O odwadze spełniania marzeń? O tym, że śpiewać każdy może?  O tym, że sami decydujemy, co słyszymy, czym się przejmujemy? O kłamstwie? O prawdzie?

Małgosia

Uwielbiam „Boską!” Andrzeja Domalika z K. Jandą, W. Zborowskim, K. Tkacz, M. Stuhrem. I tak już zostanie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz