sobota, 27 października 2018

„7 uczuć” - reżyserski powrót Marka Koterskiego


Na pewno nie jest to film dla tych, którzy szukają w kinie prostej rozrywki. Film Marka Koterskiego okazał się bowiem dramatem psychologicznym, filmem mocnym, bezpretensjonalnym, dającym do myślenia.

Koterski długo trzymał film w tajemnicy. A naprawdę zaryzykował. Nastolatków zagrała bowiem cała plejada polskich, ale dorosłych aktorów. Robert Więckiewicz, Katarzyna Figura, Marcin Dorociński, Andrzej Chyra, Adam Woronowicz, Tomasz Karolak, Małgorzata Bogdańska, Maria Ciunelis, dawno niewidziana Katarzyna Figura, Andrzej Mastelarz czy Gabriela Muskała stanęli na wysokości zadania. Lista znanych aktorów jest o wiele dłuższa... 



Obawiałam się z kolei, jak w roli Adasia Miauczyńskiego poradzi sobie Michał Koterski. Mogę jednak z całą pewnością stwierdzić, że poradził sobie z zadaniem. Zagrał bardzo charakterystycznie, odważnie, wykreował zapamiętaną postać.


W „7 uczuciach” reżyser cofa się aż do okresu dzieciństwa. Pokazuje widzom moment, w którym kształtuje się w dzieciach wrażliwość na otaczający je świat. Gdy przeżywają pierwsze miłości, pierwsze zerwania, porażki, zwycięstwa, przyjaźni, zawody.  Nie do końca rozumiejąc co się z nimi dzieje, zwracają się do dorosłych. I co? Dorośli okazują się osobami bez jakiejkolwiek empatii – nie mają czasu, ochoty, stawiają ciągłe wymagania, są bezwzględni, wpędzają w kompleksy. Zabierają młodym ludziom całą radość dzieciństwa.


Na tytułowe siedem uczuć składa się: strach, smutek, wstyd, zazdrość, złość, wstręt i radość. Z każdym z nim związana jest jakaś historia Adasia Miauczynskiego. Nieokreślone dokładniej czas i miejsce akcji (domyślamy się jedynie, że to mniej więcej lata 50. lub 60.) potęgują wrażenia uniwersalności poruszanych problemów. Nie ma tu żadnej polityki ani historii w tle, jest natomiast najbliższe otoczenie młodych ludzi – dom i szkoła, które wcale nie okazuje się być miejscem spokoju i bezpieczeństwa.


Kropką nad i było dla mnie zatrudnienie do roli pani psycholog Krystyny Czubówny. Tak jak przez wiele lat w TVP, w filmie słyszymy tylko jej głos. Spokojny, wyważony, charakterystyczny. Pani psycholog opisuje niektóre wydarzenia z życia Adasia, jakby opowiadała film przyrodniczy.

Najbardziej zaskakuje mocne zakończenie. Rozpoczyna się jeszcze niewinnie – zawiedziona i rozczarowana grupa dzieci rytmicznie skacze na skakance, jednak… już po chwili próbuje popełnić samobójstwo w szkolnej toalecie. W ostatniej chwili ratuje ich, grana przez Sonię Bohosiewicz, woźna. Jej monolog, który w zasadzie nie zostawia miejsca dla własnej interpretacji, powinien wysłuchać każdy nauczyciel i rodzic. Bez owijania w bawełnę obnaża chorą ambicję dorosłych, ich obłudę i brak zainteresowania dziećmi.



Koterski zadbał o każdy szczegół,  nawet o charakterystyczny (choć na początku drażniący) język (kilkakrotnie powtarzane frazy, zamiana szyku), o idealną scenografię, charakteryzację. Nie upiększa, nie każe udawać. I przez to wygrywa.

Film mnie pozytywnie zaskoczył, ma wiele „smaczków”, długo dyskutowałam o nim z innymi nauczycielami. Tak naprawdę powinni obejrzeć go wszyscy rodzice i pedagodzy. Ku refleksji i przestrodze.

Kasia


1 komentarz:

  1. Podpisuję się pod tą recenzją obiema rękami. Od połowy seansu, na którym byłem, całe kino w milczeniu patrzyło na okrucieństwo rodziców, nauczycieli. Jedynie sprzątaczka wie, co to znaczy kochać dzieci i jak je wychowywać.Jej słowa należałoby powiesić w każdym domu, w każdej szkole, w każdej parafii...
    R.P.

    OdpowiedzUsuń