wtorek, 17 grudnia 2019

„Chciałbym nie być” uwiera jak kamyk w bucie


„Chciałbym nie być” – spektakl Teatru Nowego uwiera jak mały kamyk w bucie. Jest dosadny, emocjonalny, wbijający w fotel. Często nie zdajemy sobie sprawy ze skali zaginięć w naszym kraju. W każdej minucie na kilka dni, tygodni, a czasem na długie lata znika człowiek - mąż, ojciec, brat.  Rodzina nie może normalnie funkcjonować, chwyta się wszystkiego – współpracuje z policja, jasnowidzami, pogrąża się w długach. I choć może brzmi to strasznie, to często wołałaby usłyszeć, że zaginiony nie żyje, przeżyć żałobę i próbować żyć dalej

 Adam Ziajski - obecny szef Centrum Rezydencji Teatralnej Scena Robocza znany jest ze spektakli o wykluczeniu. W przypadku „Chciałbym nie być” wykluczanymi osobami nie są wcale zaginieni, ale ich rodziny – ludzie na skraju załamania, znerwicowani, żyjący jak w letargu. Zaginionymi są też osoby ubezwłasnowolnione.

Spektakl to słowa, monologi aktorów, które jednak nie nudzą. Nad górną ramą sceny umieszczony został zaś podłużny ekran, na którym wyświetlane są: a to dane statystyczne dotyczące zaginięć w naszym kraju lub na przykład liczby aktualnie działających w Polsce jasnowidzów, a to obrazy z termicznej kamery – poruszające są zwłaszcza kręcone na bieżąco przez samego Ziajskiego (który jest obecny cały czas na scenie), jakby „negatywowe” wizerunki twarzy aktorek i aktorów. Bardzo ciekawy był też początkowy (wyświetlany ponad sceną) poruszający fragment filmu Wernera Herzoga Spotkania na krańcach świata o pingwinach, które odchodzą od stada na pewne zatracenie, ale za nic nie chcą zawrócić – tak jak ludzie, którzy chcą na chwilę „nie być”.

Scenografia – wnętrze typowej szpitalnej kostnicy. Chłód, minimalizm, beznadzieja. Kilka krzeseł, ostre jarzeniówki. Oprócz krzeseł i kamery na scenie obecne są jeszcze dwa rekwizyty: szary plastikowy pojemnik z błotem, a później przyciągnięta na sznurku duża bryła lodu. Kilkoro spośród aktorów zanurza stopy w błocie, pozostawiając na scenie brudne, lepkie ślady. Na koniec Ziajski usuwa pojemnik sprzed naszych oczu, ślady jednak pozostają. Czy to coś znaczy?



Końcowa scena – taniec zanurzonej w depresji Iwony był tak mocny, że nie wychodził z mojej głowy przez kilka dni. Tożsamość bohaterów spektaklu wyznaczona została nie tylko przez ich imiona, lecz także przez ich grupę krwi, wyświetlaną obok imienia danej osoby, gdy ta zaczyna swą narrację.

Kropką nad i był komentujący głos Krystyny Czubówny.

Już dawno nie pisałam tak chaotycznie. Ten spektakl jest jak karuzela, której nie można zatrzymać. I koniecznie muszę go jeszcze raz obejrzeć, może wtedy bardziej uporządkuje myśli.


 Scenariusz i reżyseria: ADAM ZIAJSKI

Scenografia, kostiumy: GRUPA MIXER
Muzyka: MACIEJ FRYCZ
Multimedia: JĘDRZEJ GUZIK (THEDREAMS STUDIO)
Współpraca dramaturgiczna: EMILIA MAŃKOWSKA
Inspicjent: JÓZEF PIECHOWIAK

Obsada:

GABRIELA FRYCZ
MARIA RYBARCZYK
MARTYNA ZAREMBA-MAĆKOWSKA
BARTOSZ BUŁAWA
PAWEŁ HADYŃSKI
DARIUSZ PIERÓG
MARIUSZ PUCHALSKI
ADAM ZIAJSKI (gościnnie)

Kasia



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz