piątek, 23 lutego 2018

Im trudniejszy uczeń, tym bardziej musi być po naszej stronie

Najbardziej spektakularne porażki wychowawcze ponosiłam, kiedy nie dostosowałam siły metody do sytuacji i do ucznia. Miałam w swojej karierze paru tzw. buntowników, którzy mieli tak pokręcone życie, czy też tak ciężko przeżywali swoją nastoletnią dojrzałość, że bunt wobec wszystkiego i wszystkich był ich podstawową naturą.

Bardzo często wchodziłam z tymi uczniami w otwartą konfrontację, myśląc, iż jest to pojedynek na charyzmę. Kto pierwszy ulegnie? Dodatkowo nie zwracałam uwagi na wpływ tzw. „widowni” na rozwój sytuacji i te moje konfrontacje z problematycznymi uczniami były obserwowane przez klasę czy grupę. Wydawało mi się wtedy, że mój zawód wymaga stanowczej postawy, straży nad ogólnie przyjętymi wartościami. Czasem nawet wychodziłam z tych sytuacji zwycięsko, ale czułam, że to bardzo obciąża moje zdrowie psychiczne i tak w ogóle jest dowodem „głupiej” siły. Nie były to metody wyrafinowane, inteligentne, raczej taran buldożerem.

Jedną taką sytuację przypominam sobie z czternastolatkiem, który nie chciał nawet wyciągnąć zeszytu i  zapisać czgokolwiek. Myślałam, że jeśli kilka razy powtórzę polecenie głośno, surowo przy całej klasie, wpatrując się w delikwenta i prześwietlając wzrokiem, to poskutkuje. Zresztą w myślach nazwałam sobie tę siłową metodę „Mocą Jedy”. Ona czasami skutkuje, ale tylko na słabych przeciwników.
Usłyszałam więc wtedy:
-Mam w d… notowanie, polski i tę szkołę! Nikt mnie nie rozumie!
A potem :
– I co mi Pani zrobi? Po co mam notować?
Oczywiście, całej tej sytuacji towarzyszyły równe ruchy głów całej klasy: na mnie, na buntownika, na mnie, na buntownika. Dalej jeszcze pojawiały się moje argumenty różnego pochodzenia:
- Bo to Ci będzie potrzebne! Bo musisz zdać egzamin! Bo ja tak mówię! (sic!)
Ale już wiedziałam, że przegrałam, buntownik nie może stracić swego wizerunku twardego, tajemniczego i nierozumianego przez cały świat, więc nawet za cenę swego życia nie zawróci z raz obranej drogi.
Co zrobić, by nie dopuścić do takiej sytuacji? Możliwości jest kilka na różnych etapach rozwoju sytuacji.
1)      Pierwsze lekcje z klasą powinny nam już wskazać tych, którzy będą mieli problem z dostosowaniem się do porządku lekcji bądź są z zasady zbuntowanymi nastolatkami. Musimy od razu przyjąć strategię jak najszybszego przekonania do siebie tych uczniów, związania ich z przedmiotem, swoją osobą, wmówienia im talentu pisarskiego, aktorskiego, pozyskania ich do redakcji szkolnej gazety, koła teatralnego itp. Taki uczeń nie jest już bezimiennym samotnym buntownikiem, jest naszym człowiekiem! Redaktorem X, aktorem w sztuce Y, grafikiem strony internetowej. Mamy nić porozumienia, jesteśmy od siebie zależni! Słowem, działania profilaktyczne nie dopuszczają do zaistnienia problemu.
2)  Jeżeli niestety działania profilaktyczne zostały zaniedbane, problem się pojawił np.  u ucznia przeniesionego z innej szkoły, musimy wypróbować inne rozwiązania.  Głównym zadaniem takiego zbuntowanego nastolatka jest zwrócić uwagę na siebie. Dobrze wtedy  jest  wytrącić go z roli buntownika,  odebrać mu publiczność.
Zamiast wchodzić w konflikt, trzeba przyjąć rolę wyrozumiałego, wrażliwego nauczyciela:
-Widzę, że nie jesteś dziś w formie, chyba Ci coś dolega… Szkoda, taka ciekawa lekcja…Każdemu z nas trafia się taki ciężki dzień… Rozumiem Cię doskonale… Wprawdzie mieliśmy dziś pracować w grupach, a to  szansa zdobycia dobrej oceny, ale skoro jesteś w niedyspozycji, to trudno, zajmij miejsce w ostatniej ławce, nie musisz dziś nic robić…

Jeśli nasz buntownik skorzysta z propozycji przesiedzenia lekcji, będzie miał przed oczyma spektakl  ciekawej lekcji (nawet najnudniejszy temat trzeba przeprowadzić z fajerwerkami), w której wszyscy oprócz niego biorą udział, dobrze się bawią i „łapią” bardzo dobre oceny. To lekcja na przemyślenie, co się bardziej opłaca? Kręcić nosem, czy choć dać z siebie minimum?
Jeśli buntownik zdecyduje się jednak zostać i zaaktywizować, robimy wszystko, by został pozytywną gwiazdą tej lekcji, otrzymał satysfakcjonującą ocenę za pracę. To powinno go tak związać z przedmiotem, że nie będzie już miał odwagi tak jawnie odmówić współpracy.

3)   Czasem wystarczy samo przyniesienie przez nauczyciela do ławki bez jakiegokolwiek komentarza pustej kartki, długopisu  i położenie jej przed uczniem. Sygnał dla ucznia bez otwartej konfrontacji. Nawet jeżeli notatka nie jest kompletna, udział w lekcji daleki od  ideału, buduje się jakaś płaszczyzna do współpracy.
4)    I najprostsze – szczera rozmowa z buntownikiem poza klasą. Ustalenie jakiś warunków pracy na lekcji, czasem kompromis. A już od każdej kolejnej lekcji nauczyciela zależy, by uczeń  poczuł się bezpiecznie i zaciekawił się tematyką.
Małgosia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz