poniedziałek, 16 lipca 2018

„Ania, nie Anna” – drugi sezon jeszcze lepszy!


Netflixowa produkcja „Ani z Zielonego Wzgórza” to bardzo oryginalna, odważna i zaskakująca realizacja. Powieść Montgomery to tylko przyczynek do poruszenia wielu istotnych problemów.

 Całość utrzymana jest w klimacie pierwszego sezonu, o którym już pisałam.


Nadal aktorsko zachwycają główni bohaterowie, zwłaszcza charakterystyczna Amybeth McNulty, niezmiennie zauroczyły piękne kadry i wzruszająca, nostalgiczna, a czasami mroczna muzyka.




Drugi sezon pokazuje jednak o wiele więcej – czarnoskóry przyjaciel Gilberta – Sebastian – jest ofiarą, naturalnego w tamtych czasach, rasizmu. Panna Stacy – nowa nauczycielka – zmaga się z uprzedzeniem do nowoczesnych metod nauczania i samodzielności niezależnej kobiety noszącej spodnie. Ciotka Józefina i rewelacyjna nowa postać outsidera Cole’a wprowadzają wątek homoseksualny. Dziewczynki coraz częściej poruszają tematy niezależności, nauka okazuje się być ważniejsza od zamążpójścia. Jedną z piękniejszych scen jest zresztą ta, gdy młodziutka Prissy ucieka sprzed ołtarza. Jej taniec na śniegu jest jednoznaczny – to był jedyna słuszna decyzja.




Nowe wątki, znów więcej dowiadujemy się o Maryli i Mateuszu, ich młodości, decyzji, które wpłynęły na ich całe życie. Pojawia się wątek oszustów, padają strzały, jest ucieczka – jak to w „Ani z…” – musi się dziać!


Szkoda tylko, że 10 odcinków obejrzałam tak szybko. Oby na trzeci sezon trzeba było czekać krócej!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz