Małgosia:
Zaczyna się jak lekka komedia, kończy jak antyczna tragedia…
Kasia:
„Parasite”!
Małgosia:
Tak, dość ciekawe doświadczenie… Historia wydaje się tyle prawdopodobna, co nie
prawdopodobna. Zbieg okoliczności sprawia, że ktoś zostaje korepetytorem, jego
siostra terapeutką, ojciec kierowcą, matka gospodynią. Wydaje się, że wystarczy
włożyć garnitur, by pasować. Dopasowanie
jednak nie jest do końca możliwe, zresztą można być w tej hierarchii jeszcze
niżej niż rodzina Kim ze slamsów, można żyć w piwnicy i z momentem pojawienia
się kolejnych bohaterów rozszerzamy szczeble społeczne.
Kasia:
Kto jest tytułowym parasite, rodzina Kim, czy rodzina Park, infantylna,
materialna, zimna. Wydaje się jakby nowobogaccy byli wiecznie wystraszeni, zalęknieni swoimi
frustracjami. „Płacimy ci ekstra, jesteś w pracy!” -to lęk przed wyśmianiem i
pozostawieniem.
Małgosia:
Piszą krytycy, że to film o nierównościach społecznych. Tak, ale nie oszczędza
nikogo. Każdy z bohaterów ma swoją poważną jak i groteskową twarz. Pan Park raz
jest chłodnym biznesmanem, raz Indianinem na przyjęciu. Pan Kim raz
pompatycznym ojcem wznoszącym toast za pracodawcę, raz wściekłym bandyta
ściągającym swoje ofiary po schodach do piwnicy. Nikt tu nie jest nikim
prawdziwym.
Kasia:
Ten karaluch właśnie się buntuje… a jego jeszcze podlejszy w hierarchii
towarzysz doprowadza do sceny finałowej, pełnej krwi, szekspirowskich sztyletów
i pomyłek…
Małgosia: To było ciekawe doświadczenie, ten rodzaj narracji, języka i aktorstwa. Dla nas
Europejczyków jakby śmieszny, cudaczny, przez to odległy, paraboliczny.
Kasia: Rodzina Kim zaskakuje możliwością
przemiany. Kiedy są w swoim mieszkaniu mamy do czynienia z koreańską wersją
rodziny Kiepskich z polskiego serialu – brak pracy, większych perspektyw, ale
na piwo zawsze znajdzie się czas i pieniądze…
Małgosia:
Śledziłam symetryczne ujęcia. Pełne zieleni okno tarasowe Parków i szyba
sutereny, przez którą widać nieco gorszy świat.
Kasia:
To film, który działa na zmysły – było mi duszno w suterenie i piwnicy,
wyobrażałam sobie smród podczas ulewy i awarii kanalizacji.
Dużą rolę odgrywała „komórka”, narzędzie mistyfikacji, śledztwa, zbierania
dowodów. Dopiero na końcu reżyser nas zaskakuje, bo kontakt między ukrywającym
się ojcem a synem następuje dzięki alfabetowi Morse’a.
Kasia:
Końcówka filmu w ogóle dzieje się tak szybko, nagle. Zaskoczenie – owszem, ale
czasami miałam wrażenie absurdu.
Małgosia:
Na pewno to film, który warto obejrzeć, jest inny, ma drugie dno.
Kasia:
Mnie chyba bardziej jednak zachwycił „Joker”…
Małgosia:
No cóż, takie są właśnie Oscary…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz