Małgosia:
Oscar jest zależny od momentu, czasu, zbiegu okoliczności. Przekonali się o tym
Ci, którzy byli wielkimi niedocenianymi. Przegrywali, ponieważ rok przynosił co
najmniej dwa genialne filmy, dwie genialne role. W 1989 roku „Wożąc panią
Daisy” zwyciężył nad „Stowarzyszeniem Umarłych Poetów” i „Urodzonym 4 lipca”… W
1998 roku „Zakochany Szekspir” wygrał z „Szeregowcem Ryanem” i wzruszającym
„Życie jest piękne”…
Kasia: Ale, co chcesz powiedzieć?...
Małgosia:
Chcę powiedzieć, że „Boże ciało” Jana Komasy zasłużyło tak samo na Oscara jak
„Ida” Pawła Pawlikowskiego. To jest niezwykły film, który
trafił na godnego przeciwnika
„Parasaite”.
Kasia:
Trudno jednak w ogóle porównywać oba filmy. Zresztą Oscary, jak każdy konkurs,
to też doza subiektywizmu.
Małgosia:
„Boże ciało” jest tak samo treściwe, fabularne, co tajemnicze i wrażeniowe. Mamy
tu solidnie opowiedzianą fabułę, wielość wydarzeń na drodze bohatera. Ale mamy
też długie ujęcia, zbliżenia i detale, budujące atmosferę…
Kasia: Myślę, że z odbiorem „ Bożego ciała” na
świecie jest jeden problem. My – Polacy – mamy świadomość, jak wygląda
małomiasteczkowe życie skupione wokół kościoła, proboszcza. Rozumiemy wiejskie procesje na Boże Ciało, zapisy na sprzątanie kościoła. Ale czy te wszystkie aluzje były czytelne dla innych?
Małgosia:
Jest w tym filmie pełen bagaż polskich kompleksów i tęsknot. Jak w soczewce
przyglądamy się polskiej prowincji, pełnej fałszu, bólu, poczucia zniewolenia.
By uleczyć ten rozchwiany światek, potrzeba człowieka z zewnątrz, tak samo
„brudnego” jak mieszkańcy, tak samo „czystego” jak pierwiastek dobra w nich
ukryty. Wydaje się, że ewangelizuje sam siebie, siebie poucza i zmienia. Ma
coraz większy autorytet w probostwie, ale też wrogów. Kiedy mistyfikacja
wychodzi na jaw zostawia małe miasteczko, ale zostawia dotknięte… Wydaje się,
że ten dotyk pomoże ludziom przewartościować życie.
Kasia:
Do społeczności wdarła się prawdziwość, szczera relacja, rozmowa. Nikt się tego
nie spodziewał, nikt na to nie był gotowy.
Małgosia:
W pierwszej chwili chciałam napisać, że Bielenia na miarę zachodnioeuropejskiego,
światowego aktorstwa… Ale głupotę bym palnęła. Schemat myślenia ze środkowej
Europy. Nie, to Di Caprio, Hanks, Nicolson, Phoenix, Pitt w swoich kolejnych rolach na miarę Bartosza
Bieleni. Kibicuję mu, bo zrobiła na mnie wrażenie swoją wszechstronnością i
aktorskim talentem.
Kasia:
Jest klasą w samą sobie, jak kameleon zmienia swe oblicza. Scena imprezy po wyjściu
z poprawczaka – mistrzostwo!
Małgosia:
Polskie kino szczyci się pracą
operatorską, montażową. W tym filmie widać wkład tych specjalności w
całokształt filmu. Zarówno w scenach dynamicznych np. pojedynku w poprawczaku
jak i w ujęciach twarzą w twarz z bohaterem – błysk łzy, oko, grymas, zdjęcia
są znaczące, symboliczne.
Kasia:
Takie filmy utwierdzają mnie w przekonaniu, że polska kinematografia nie ma się
czego wstydzić.
Małgosia:
Kibicujemy Komasie, Bieleni, by z uwagą dobierali tematy, role,
współpracowników.
I
cieszyli nas swoim kinem.
Kasia:
Dobrym kinem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz