sobota, 19 września 2020

Balsam dla duszy nauczyciela…

 Przyszedł czas zrecenzować „Balsam dla duszy nauczyciela”, który otrzymałam na koniec roku szkolnego od uczniów i rodziców w podziękowaniu za lata nauki. To zbiór krótkich opowiadań, które przywracają sens pracy każdemu pedagogowi.

Może tym nauczycielom, którzy pracują w renomowanych szkołach, mają wyselekcjonowane dzieci i młodzież, co roku olimpijczyka,  nie jest potrzebne takie pocieszenie. Ale nauczyciel cieszy się drobnymi sukcesami. Udaną lekcją, zaskakującym postępem ucznia, uzdrowieniem konfliktu. No właśnie, czy to są drobne sukcesy… Często oparte na umiejętnościach miękkich nauczyciela, na obserwacji zespołu, diagnozie, komunikacji, dają więcej satysfakcji niż wysoki wynik klasy na egzaminie czy tytuł laureata konkursu.

Jack Canfield jest założycielem serii „Balsam dla duszy”, absolwentem Harvardu o wykształceniu psychologicznym. Na całym świecie jego seria sprzedała się w ponad 123 milionach egzemplarzy, a on sam mówi o stworzeniu osobnego gatunku.

 


„Balsam dla duszy nauczyciela” to zbiór opowiadań o szkolnych przypadkach i sposobach na ich rozwiazywanie. Czasami są to historie kończące się sukcesem, czasami  szara rzeczywistość wygrywa. Ale nigdy nie opuszcza nas – nauczycieli -  poczucie, że mamy wpływ na osobowości młodych ludzi, że walczymy o ich dusze. Mamy sami takie sytuacje w głowie z własnych doświadczeń i często je sobie opowiadamy.

Przyłączę się do grona narratorów i opowiem taką jedną historię ze swego pedagogicznego doświadczenia. Opowieść dotyczy typowego, nieokiełznanego, zbuntowanego nastolatka, który, będąc na granicy prawa, trafił do mojej klasy. Nikt do niego nie mógł dotrzeć, nikt nie mógł go przekonać, że warto jest kończyć szkołę. Bardzo trudno jest takiego ucznia do siebie przekonać i siebie przekonać do niego. Trochę to trwało, aż w końcu nadszedł dzień, kiedy przekonałam się, że w tej rogatej duszy jest pierwiastek dobra.

Wybieraliśmy się klasą do teatru na jedno z przedstawień objazdowych dla młodzieży gimnazjalnej i ten niechciany, „niedobry” wykupił bilet, założył białą koszulę i stawił się na zbiórce.

Był dziwnie zestresowany sytuacją, choć na co dzień nie było pewniejszego siebie. W sali zajęliśmy miejsca i obserwowaliśmy, jak  grupy z innych szkół zasiadają na swoich. Byli wśród nich tacy, którzy zachowywali się brzydko, głośno, prymitywnie. Zaśmiewali się z czegoś rubasznie i poszturchiwali dziewczyny. Mój podopieczny zapadał się w fotel coraz bardziej i mrużył oczy… Coś nawet tłumaczyłam mojej klasie, że oni mają swojego opiekuna i że na pewno zaraz ich uspokoi. Wtedy mój „młody gniewny” wstał ze swojego miejsca, podszedł kilka metrów do mnie i powiedział poważnie:

- Niech tylko mi Pani pozwoli, ja zaraz zrobię z nimi porządek. Tak mi wstyd za nich przed Panią…

Z tej scenicznej adaptacji lektury nie pamiętam nic. Myślałam o tym młodym człowieku, a ten moment zaważył na naszej relacji, byłam w stanie ratować go ze wszystkich następnych opresji. 

Bardzo „balsamiczna” opowieść, nieprawdaż?

Małgosia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz