niedziela, 2 grudnia 2018

Co to był za koncert!

Koncert „Z Broadwayu do Hollywood” to już moja tradycja. Wiele razy na blogu pisałam (Małgosia zresztą też), że kocham musicale. Jak więc mogłoby mnie zabraknąć na koncercie największych światowych hitów?


Było wyjątkowo, repertuar był naprawdę zróżnicowany, a cały zespół Teatru Muzycznego, jak zwykle zresztą, stanął na wysokości zadania. Show wyreżyserowane przez Paulinę Andrzejewską rozpoczęła finałowa piosenka z „Footloose”. Od tego momentu uśmiech nie schodził mi z twarzy.

Zostałam zabrana w magiczną podróż z musicalami takimi jak „Miss Saigon”, „Les Miserables”, „Hair”, „Nine” (uwielbiam Anitę Urban w „Be Italian” i Lucynę Winkiel w „Folies Berges”), „Side show”, „Burleska”, „Once”, „Zakonnica w przebraniu”, „Mamma Mia”, „Koty”, „Chicago”, „Newsles” „Dream girls”. Anna Lasota zmierzyła się (z rewelacyjnym zresztą skutkiem) z „Skyfall”, publiczność szalała przy „I need you” z „Blues Brothers”. W drugiej części  wspomniana już  Lasota i Maciej Ogórkiewicz zmysłowo, ale i dowcipnie przypomnieli m.in. „Tango de Amor” z „Rodziny Adamsów”. 




Wielką niespodzianką był dla mnie utwór „I have the time of my life” z „Dirty Dancing” (Teatrze – czekam!). Wzruszyłam się na utworze „Śnić sen” z „Człowieka z La Manchy”, który zadedykowany został niedawno zmarłemu Jackowi Rysiowi, brawurowo wcielającemu się w rolę Don Kichota w tym spektaklu. Wielkie brawa należą się po raz kolejny Ogórkiewiczowi, który zmierzył się z legendą Franka Sinatry w piosence „My Way”.

Świetne choreografie (Tomasz Manowski), inscenizacyjny pomysł na walkę z ciasną sceną, kreacje. Ale przede wszystkim broniły się głosy, profesjonalne muzyczne aranżacje orkiestry pod batutą Agnieszki Nagórki i  dopracowane układy taneczne (w tym również według pomysłów samych tancerzy np. Jakuba Grzelaka). Koncerty na początku grudnia można nazwać próbą generalną przed spektaklami sylwestrowymi i noworocznymi. Ja jednak czułam się jak na wielkiej gali 31 grudnia. Brakowało jedynie szampana.

Poprzednie koncerty prowadził dyrektor teatru – Przemysław Kieliszewski, tym razem w rolę wodzirejów wcielili się sami występujący – konwencja bardzo mi się spodobała! Jak zwykle zaskoczył mnie Radosław Elis, który zapowiadał…. śpiewająco! 150 minut koncertu minęło błyskawicznie, a po finałowym wykonaniu piosenki „We are family” i szaleństwie na „Wyginam śmiało ciało” wyszłam do domu w wyśmienitym nastroju! Czekam na kolejną odsłonę!

Kasia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz