wtorek, 20 października 2015

Szkolna „infekcja” - odcinek 2


Zrozumiałam, że mam w   domu pierwszaka - szkolniaka, kiedy podczas wieczornego czytania, leżąca w swoich ulubionych pościelach Nadia zgłosiła się jak do odpowiedzi. 


Wyciągnięta do góry ręka z dwoma paluszkami dotykała ściany i obrazka z żyrafą. Nawet moje pedagogiczne doświadczenie zrobiło duże oczy, a  rodzona córka zapytała:
- Proszę Pani, a detektyw Pozytywka ma żonę?
Detektyw Pozytywka mrugnął do mnie porozumiewawczo z okładki właśnie czytanej książki, a Grzegorz Kasdepke zachichotał z autorskiego zdjęcia.
Stało się, infekcja szkołą nastąpiła po dwóch tygodniach od kontaktu ze źródłem zapalnym. Dziecko nie boi się wielkich korytarzy, uśmiecha się do podwieszonej pod sufitem Pipi Pończoszanki,  wymusza szantażem „zapisanie na tańce i piłkę koszykową”. I teraz myli własną matkę ze swoją panią wychowawczynią, która zaczyna przepychać się ze mną w tej małej główce, walcząc o autorytet.  Niestety, ta infekcja  będzie miała swoje kolejne etapy. Nadia pokocha swoją szkołę, swoją panią i swoją klasę.
                                                          



                                               Komentarz rodzicielski

Obawy rodzica są jak najbardziej zrozumiałe. Czy dziecko sobie poradzi? Czy nie zagubi się w nowych realiach, obowiązkach, wymaganiach?
„Jeszcze nie jest gotowe” – najczęściej mówią rodzice… „wszystko dobrze, ale emocjonalnie…”
Jesteśmy odpowiedzialni za te emocje. Jeśli my wyrażamy nasze wątpliwości, mamy pełne niepokoju miny, gdy pada hasło „szkoła”, nasze dziecko też utrwala swoją niegotowość, strach…
Jeśli tylko pozytywnie nastawimy się do nowej roli naszej pociechy, uwolnimy się od obaw, sześciolatek wejdzie z lekkością i werwą do swojej szkoły. Nawet nie zauważymy jak wciągnie się w szkolną rzeczywistość.

A wtedy możemy nawet poczuć zazdrość, jak to my - rodzice schodzimy na drugi plan!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz