poniedziałek, 1 lutego 2016

Gniewna Dwunastka w Teatrze Nowym

Kasia: Widziałaś film Lumeta z 1957 roku ? Duszny dzień, upał, niewielka sala, niecierpiąca zwłoki sprawa do rozwiązania, dwunastu przysięgłych mających wydać wyrok, kłótnie, niezgody, zmiany decyzji, napięcie... To wszystko pozostaje w pamięci jeszcze na długo po napisach końcowych. Przed nie lada wyzwaniem postawił się zatem Radosław Rychcik, chcąc swoją reżyserską wizją przenieść film na teatralne deski.


Małgosia: Zaczęło się od teatru telewizji Reginalda Rose, a na jego podstawie Sidney Lumet nakręcił głośny film, który już na zawsze zapadł w pamięci widzów
Dorównanie filmowej rzeczywistości nigdy nie jest proste, tym bardziej jeżeli przychodzi mierzyć się z tak popularnym, docenionym dziełem, którego kluczem jest trzymająca w napięciu fabuła. Spektakl historii nie zmienia, ale podejmuje próbę teatralizacji kameralnej historii. Scenografka, Anna Maria Karczmarska, postawiła na minimalizm i prostotę - na scenie widzimy jedynie 12 ustawionych rzędem mikrofonów i linię krzeseł w głębi. Drobne ożywienie i nieco zaskakujący punkt stanowi zawieszony u sufitu pokaźnej struktury doberman.



Kasia: Ale to nie to ma tutaj grać. Nie na darmo przecież na scenie pojawia się dwunastu doskonałych aktorów, którzy niezaprzeczalnie są gwiazdami tego spektaklu, pokazując się od tej najlepszej strony - Michał Kocurek, Grzegorz Gołaszewski, Tomasz Nosinski, Zbigniew Grochal, Mariusz Zaniewski, Mariusz Puchalski, Tadeusz Drzewiecki, Mateusz Ławrynowicz, Wojciech Deneka, Andrzej Lajborek, Cezary Łukaszewicz i Janusz Andrzejewski. Choć z pozoru ujednoliceni, ubrani w identyczne czarne garnitury, każdy nadaje swojej postaci charakterystyczne cechy, odróżniając ją tym samym od reszty. I tak oto mamy przed sobą galerię charakterów, z właściwymi sobie zachowaniami i przywarami, zebranych w jednym miejscu, aby pomimo wszystko dojść do zgody i konsensusu.

Małgosia: To oni wytwarzają napięcie. Ich ruch sceniczny miał zdynamizować spektakl. Widać, że Rychcik boi się o uwagę widza. Czyżby miał wątpliwości czy widzowi wystarczy dobry tekst i dwunastu  dobrych aktorów? Urywanym krokiem, stukotem butów dynamizuje akcję. Nabija rytm spektaklu,  ale  spojrzenie, zatrzymanie, gest i głos zanikają niestety w tym chaosie.

Kasia: To nie przypadkowa reżyseria, aktorzy perfekcyjnie odtwarzają partyturę kroków… Atmosfera przyduszonej sali sądowej udziela się całej widowni i niepokój przysięgłych kumuluje się, by wybuchać krzykiem, płaczem, histerycznym śmiechem. Gniewna dwunastka wypełnia cały obszar sceny tak bardzo, że jakikolwiek rekwizyt czy dodatkowa scenografia byłaby zbytecznym ciężarem.

Małgosia: Mnie najbardziej podobały się sekwencje bardziej statyczne z kilkakrotnym głosowaniem sędziów, czy też bardzo dobra scena pokazu noża sprężynowego zagrana przez Mariusza Zaniewskiego.

Kasia: Radosław Rychcik zbudował swój spektakl w taki sposób, że widz wchodzi w niego całkowicie. Siedzi jak zahipnotyzowany w teatralnym siedzeniu, wiedziony głosem i działaniami aktorów, odkrywając razem z nimi kolejne aspekty i meandry sprawy. I zapomina o całym świecie na tyle, że nawet znajome zakończenie i tak zaskakuje.

Małgosia: Nie opuszcza mnie po raz kolejny przekonanie o grze zespołowej, o współpracy pokoleniowej. Na scenie widzimy aktorów różnej kondycji, doświadczenia i sprawności fizycznej.  Ich pojedyncze potencjały składają się na energię całego przedstawienia.

Kasia: Nie dziwi wcale, że „Dwunastu gniewnych ludzi” to bardzo doceniony poznański spektakl. Odwiedził on nawet prestiżowy festiwal „Boska Komedia” w Krakowie, prezentujący co roku najlepsze przedstawienia minionego sezonu.  

Małgosia: Jedno jest pewne – spektakl pokazuje jak blisko nam do stereotypowego postrzegania świata i ludzi, jak schematycznie oceniamy. Jeśli włączymy myślenie, mamy szansę wydostać się z zaklętego kręgu etykiet, szablonów i masek.

Kasia:  To nie tylko sądowa zagadka…



PS W spektaklu uczestniczyli też członkowie koła POPkulturalne rozmowy..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz