niedziela, 23 października 2016

Klasyka po nowemu - „Krakowiacy i górale”

Kasia: Październikowy, sobotni, zimny wieczór. Idealny na teatr! Cały czas żałowałam, że jednak tym razem nie mogłaś pójść. Moi uczniowie z koła „POPkulturalne rozmowy…” byli jednak zadowoleni!

Małgosia: Opowiadaj ze szczegółami! Jestem ciekawa Twoich wrażeń. „Krakowiacy i górale” to sztuka, która od początku nie była jasna do odczytania.




Kasia: „Krakowiacy i górale” w 1794 roku wywołały rewolucję. O tekście Bogusławskiego było głośno, gdyż pod pozorem historii miłosnej opowiadał o bardzo ważnych sprawach narodowych. Osnowa fabuły to konflikt o kobietę. Młynarzówna Basia sprzyja krakowiakowi Staśkowi, ale ojciec przyrzekł już ją góralowi Bryndasowi. Gdy na weselu Baśka decyduje się na Stacha, obie społeczności wchodzą w ostry konflikt. Rozstrzyga go głodujący student Bardos, wyrzucony z akademii i pętający się po bezdrożach. Tytułowy „cud mniemany” to użycie prądnicy elektrycznej - wykształcony żak razi niesfornych górali prądem (Kmiecik zmienił trochę oryginał. Bardos sięga raczej po hipnotyczne narzędzie, przedziwny instrument, emitujący dźwięki fal. Jego dźwięk, straszliwie nieprzyjemny, wprowadza wojowniczych chłopów w stan jakby hipnozy, zawieszenia.)

Małgosia: Sztuka powstała w okresie zaborów… Historyk teatru prof. Anna Kuligowska-Korzeniewska wypowiada się, że traktuje się tę operę jako pobudkę do powstania kościuszkowskiego.

Kasia: Nie mamy jednak  wątpliwości, że dzieło Bogusławskiego miało dodać otuchy wielu Polakom w okresie zaborów. Poza tym w partiach chóralnych występują nieprzypadkowo słowa „Wolność” i „Całość”. „Niepodległość”. Mam wrażenie, że w spektaklu w reżyserii Michała Kmiecika jest podobnie. Wiele wątków pozostaje nadal aktualnych. Ze sceny padają słowa o studenckiej niedoli, o Kościele zatroskanym o swój majątek, o roli inteligencji w polityce, wreszcie o głupocie ludzkiej. I najważniejsze – tekst został unowocześniony w nienachlany sposób.

Małgosia: Tak lubimy,  jak klasyka zderza się z nowoczesnością.

Kasia: I dlatego największą zaletą spektaklu jest połączenie starego z nowym. Uwagę zwraca choreografia Maćko Prusaka, współczesna, mocna rockowa muzyka pod kierownictwem Adama Domurata i kostiumy Julii Kosmynki, które zgrabnie łączą motywy ludowe ze współczesną modą. Mamy więc studenta w jeansach, zalotną młynarzową Dorotę w kwiecistych szpilkach. Krakowiacy ubrani są jak ludowi hipsterzy, a górale to odziani w białe skóry motocykliści.

Małgosia: Hm… Ale czy to czemuś służy? Przecież zawsze zadajemy pytanie: po co i dlaczego?

Kasia: Kostium ma już znaczenie w mocnym początku poznańskiego spektaklu Michała Kmiecika, który sytuuje Bogusławskiego w historycznym kontekście - rewolucji francuskiej oraz jej polskiego odprysku, insurekcji kościuszkowskiej. Jeszcze przed opuszczoną kurtyną zjawia się Marianna (Ewa Szumska). Na scenie ma na sobie czapkę frygijską, prostą, szarą suknio-spódnicę na szerokich szelkach z przypiętą do niej okrągłą trójkolorową kokardą. Po chwili zsuwa jednak kawałek sukni. Wolność wiodąca lud na barykady z obnażoną piersią, jak na obrazie Delacroix. Śpiewa a cappella „Dalej chłopcy, dalej żywo”. Refren kończy: „harda w nas dusza, nie boimy się kontusza” (zamiast, jak w wersji lepiej znanej, „nie boim się Rusa, Prusa”). 

Małgosia: Jak w takim razie ten ciekawy kostium łączy się ze scenografią? 

Kasia: Wiesz, że zawsze zwracam uwagę na scenografię. W tle nadal góruje młyńskie koło, jednak podkrakowska wieś, miejsce akcji, wyraźnie się zmodernizowała. Nad sceną wiszą uliczne sygnalizatory i dźwigi, w głębi sztuczna palma. Pośrodku skateparku, arena zmagań zwaśnionych gangów. Osoby spostrzegawcze odnajdą w wielu scenograficznych elementach drugie dno. Scenografka Justyna Łagowska, wykorzystała w spektaklu proste, wyraziste symbole. Mamy tu zatem warszawską palmę, gdańskie stoczniowe żurawie, poznańskie koziołki, kapliczkę Matki Boskiej, która w wielu sytuacjach stanowi dla bohaterów „ostatnią deskę ratunku”. W scenie bitwy między krakowiakami i góralami bohaterowie rebelii zamiast klasycznej broni przywdziewają kartonowe czołgi, wyciągnięte lufy stają się w pewnym momencie pałkami, którymi aktorzy okładają się wzajemnie. To z kolei aluzja do licznych konfliktów zbrojnych, targających nie tylko odległe zakątki świata, choćby Syrię, lecz także bliską Ukrainę.






Małgosia: Masa znaczeń, sensów. Czy aby nie zbyt wiele? Jak w tym wszystkim wkomponowali się aktorzy?

Kasia: W spektaklu wystąpili prawie wszyscy aktorzy Polskiego. Rewelacyjnie wypadła Agnieszka Findysz (podobała mi się już w „Drugim spektaklu”).




Małgosia: Mnie też. Zwracała na siebie uwagę.

Kasia: Ironicznie przerysowała postać Basi. Trudny i archaiczny język tekstu Bogusławskiego z jej ust brzmiał bardzo naturalnie. Na uwagę zasługuję również wspomniana już Ewa Szumska, kokieteryjna Barbara Kwiatkowska w roli Doroty, Barbara Prokopowicz jako Zosia. Naturalnie wypadł Piotr Kaźmierczak grający Bryndasa – górala z krwi i kości oraz Jakub Papuga w roli krakowskiego studenta Bardosa.



Małgosia: A finał? Czy postawił kropkę na i?

Kasia: W finale wreszcie wszystkie postaci gromadzą się z tyłu sceny, odgrodzone metalową barierą. Aktorzy machają flagami, krzyczą, wreszcie – przewracają barierę, biegną przed siebie. Wolność? Światło gaśnie. Mam wątpliwości, czy zgoda między krakowiakami, a góralami była prawdziwa.

Małgosia: Szkoda, że nie mogłam być tym razem w Polskim. Zawsze mam apetyt na duże przedsięwzięcia, soczyste kostiumy i bogate scenografie.

Kasia: Michał Kmiecik, pod wodzą Macieja Nowaka – dyrektora artystycznego – moim zdaniem stanął na wysokości zadania. Spektakl ma niezłe tempo, ciekawe rozwiązania, gorzki ironiczny wydźwięk. Sarkazm i komizm nie przyćmiewają najważniejszych spraw, a sprawiają, że tekst nie „przygniata” widza. Niedosyt, mimo wszystko, pozostaje przy wątku politycznym. Mam wrażenie przerwania go, niedokończenia. Stanisław August Poniatowski, Kościuszko i…. Marianna – ich zadanie rozpływa się, nie ma tutaj silnego zakończenia wątku.


Małgosia: Taki spektakl to duży sprawdzian dla zespołu teatru. Wszyscy na scenie. Wieloznaczność i temperatura tekstu. Czy mam klaskać, choć nie siedziałam tym razem na widowni?

Kasia: Brawo Teatr Polski! Twórcy kolejny raz pokazali, że warto sięgać po klasykę! Przecież można się nią bawić, pokazać „po nowemu”, wykorzystać nowoczesne rozwiązania! Mocna 5! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz